To właśnie św. Franciszek przygotował pierwszą szopkę w 1223 roku w Greccio we Włoszech. Podczas Pasterki w skalnej grocie zorganizował misterium narodzenia i wtedy też odśpiewano pierwsze bożonarodzeniowe pieśni - dzisiejsze kolędy.
Licznik odwiedzin
wtorek, 27 grudnia 2016
piątek, 27 maja 2016
Autostrada do nieba
Historia
nastolatka, który chciał dostać się do nieba.
Carlo
Acutis urodził się 3 maja 1991 r. w Londynie, gdzie jego rodzice Andrea i Antonia
mieszkali z powodów zawodowych. Gdy rodzina powróciła do Mediolanu, w wieku 12
lat rozpoczął praktykę codziennego uczestnictwa we Mszy św. oraz cotygodniowej
spowiedzi św. Był autorem pobożnych stron internetowych, o cudach
eucharystycznych i o świętych katolickich. Grał na saksofonie. Był wychowankiem
mediolańskiego Liceum im. Leona XIII o profilu klasycznym. 12 października 2006
r. zmarł na białaczkę, ofiarując swoje życie za papieża i za Kościół. Pochowany
został w Asyżu. Jego proces beatyfikacyjny rozpoczęto w archidiecezji
mediolańskiej w 2013 r.
Zwykły chłopak z pasją
Carlo Acutis słynął wśród kolegów ze zdolności
informatycznych. Czytał literaturę fachową na temat komputerów i wiele
programów umiał obsługiwać na poziomie uniwersyteckim. Jego wiedzą i
umiejętnościami zaskakiwani byli nie tylko rówieśnicy. Carlo tworzył wiele
stron internetowych i prezentacji multimedialnych. Przy jednym projekcie
pracował razem ze studentem informatyki, który twierdził, że zapał Carla był
dla niego bodźcem do intensywniejszych studiów. Wzięty włoski programista, gdy
poznał chłopca powiedział: „Miał takie zdolności do pisania programów
komputerowych, że prawie mnie zawstydzał”.
Utrzymywanie kontaktów z przyjaciółmi, to druga
dziedzina, w której Carlo był niezrównany. Sympatyczny, łagodny, z olbrzymim
poczuciem humoru zjednywał sobie wszystkich. Lubili go nawet ci, którzy
znacząco różnili się od niego poglądami. Nieustannie dbał, by przyjaźnie, które
zawierał, pogłębiały się.
W wielu miejscach pojawiał się z kamerą, by robić
zabawne filmiki i utrwalać chwile z życia swoich bliskich – rodziny i
znajomych. Nie przegapiał też okazji, by filmować zwierzęta. To również była
jego pasja – hodował dwa koty, cztery psy i złote rybki. Był bardzo wrażliwy na
krzywdę zwierząt. Takim go zapamiętano – nastolatek jakich wielu.
Kierunek: niebo
Gdzie tu świętość? W tym wszystkim, co robił! Cała
jego postawa była konsekwencją wiary w Chrystusa. Wiedzę informatyczna, jaką
pilnie zdobywał, przeznaczał głównie na dzieła ewangelizacyjne. Twierdził, że
możliwości, jakie dają komputery, należy wykorzystywać dla dzieł Kościoła.
Stworzył wiele stron dla wspólnot, dla parafii. Był nawet odpowiedzialny za część
prac związanych ze stroną Stolicy Apostolskiej. Jak wspomina sekretarz
papieskiej Akademii Cultorum Martyrum: „Wykorzystywał jeden z
nowoczesnych środków komunikacji międzyludzkiej, jakim jest Internet, gdyż
posiadał nadzwyczajną wiedzę informatyczną. Pomógł nam, z wielkim
zaangażowaniem i poświęceniem, stworzyć stronę Vatican.va”.
Za niezwykle ważne uznawał dzielenie się zdolnościami
z tymi, których spotykał na co dzień. Wiele czasu poświęcał na darmowe
korepetycje ze swej ulubionej dziedziny, jakich udzielał kolegom ze szkoły. W
niejednym rozpalił chęć poznania możliwości współczesnej techniki. Rodziło to
znakomitą okazję do rozmów dotykających spraw wiary. Zależało mu również, by i
inni włączali się w wolontariat. Chciał, by ludzie pomagali sobie nawzajem,
dając z siebie to, co najlepsze.
Stałość
Kipiał pomysłami, słynął z aktywności i
spontaniczności. Wyróżniała go jednak spośród rówieśników niezwykła
konsekwencja. Z zupełną naturalnością powtarzał pozytywne zachowania. Choćby
zupełnie banalne – jak witanie się z pracownikami szkoły. Jeden z nich
wspominał, że gdy Carlowi zdarzało się wejść do budynku innym wejściem, tak że
nie przechodził wtedy obok pokoju woźnego, przychodził zawsze po pierwszej
lekcji, by powiedzieć: „Dzień dobry”.
Ta konsekwencja objawiała się w tych zupełnie
prozaicznych rzeczach, ale także w sprawach poważnych. Chłopak lubił działać
systemowo: gdy na drodze swoich codziennych spacerów z babcią spotkał żebraka –
postanowił mu pomagać według określonego planu. Namówił babcię, by ta zawsze
przygotowywała kanapki, które zostawiali biednemu, gdy ten jeszcze spał. W
przygotowane zawiniątko Carlo wtykał dodatkowo jakąś kwotę ze swego
kieszonkowego, gdyż wiedział, że obok postu i modlitwy jałmużna jest filarem
życia duchowego.
Codzienność
Nie zapominał też praktykowaniu pozostałych dwóch
uczynków chrześcijańskiej miłości. Jego słabość do słodyczy przypominała mu o
potrzebie postu. Zaś za rzecz najważniejszą uważał modlitwę. Szczególnie
zależało mu na codziennej Eucharystii. Nie tylko sam uczęszczał na Mszę świętą,
ale od najmłodszych lat namawiał do tego swoje otoczenie. Jeszcze jako małe
dziecko prowadzała go do kościoła niania, polska studentka, która przez kilka
lat opiekowała się rosnącym szybko chrześcijańskim wzorem.
Do codziennych praktyk Carla należał też różaniec,
modlitwa, której uczyła go mająca polskie korzenie babcia (pod koniec życia w
planie każdego dnia znalazł czas na Koronkę Anielską). Mimo zaangażowania nie
był do końca zadowolony ze swej modlitwy – co tydzień spowiadał się z
rozproszeń, jakie miewał podczas odmawiania kolejnych zdrowasiek. Czytał też
wiele książek dotyczących duchowości; jego ulubieni święci wywodzili się z
Zakonu Braci Mniejszych: św. Franciszek, św. Antoni, św. Pio.
Nawróceni hinduiści
Postać taka jak Carlo musiała promieniować na innych.
Szczególnie, że młody wyznawca Chrystusa miał w pamięci słowa św. Pawła: „nie
ma Greka ani Żyda [...], lecz wszystkim we wszystkich jest Chrystus”. W swoim
otoczeniu Carlo miał wielu wyznawców innych religii. Jego rodzice zatrudniali
między innymi hinduistów. Szczególnie z jednym z nich – Rajeshem – łączyła go
przyjaźń. Rajesh ma talent aktorski, więc często bawili się razem, nagrywając
filmiki, w których wcielał się w rolę szpiega.
Wspólne zabawy były też okazją do rozmów na tematy
ostateczne. Rajesh wspomina: „Carlo mawiał, że moja przyszłość będzie
szczęśliwsza, jeśli zbliżę się do Jezusa. Uczył mnie, korzystając z Biblii i
katechizmu”. Pomimo młodego wieku chłopiec sprawdziłby się jako nauczyciel:
„Wszystkie kwestie wyjaśniał tak błyskotliwie, że wzbudził we mnie entuzjazm
dla zagadnienia sakramentów”. Hindus, pomimo, że należał do najwyższej,
kapłańskiej kasty braminów, ale przyjął chrzest – „zaraził mnie swoją głęboką
wiarą i rozpalił ją w mojej duszy”. Kolejno nawracali się następni hinduiści z
otoczenia Rajesha.
Eucharystia
Nie tylko innowiercy, nieznający nauczania
katolickiego zachwycali się sposobem mówienia i wiedzą Carla na tematy
religijne. Również teologowie bywali zaskoczeni obrazowymi przemowami, w
których Carlo prosto potrafił przedstawiać wydawałoby się skomplikowane
zagadnienia. Tak oto wyjaśniał paradoks trudnej do wyjaśnienia tajemnicy
transsubstancjacji: „Jezus postępuje bardzo oryginalnie, ponieważ chowa się w
malutkim kawałeczku Chleba. Tylko Bóg może zrobić coś tak niewiarygodnego”.
Z takim pojmowaniem sakramentów przyjął Pierwszą
Komunię Świętą jeszcze zanim poszedł do szkoły. I właśnie Eucharystia stała się
dla niego, jak sam mawiał „autostradą do nieba”. Uczęszczał na nabożeństwa
eucharystyczne i powtarzał za Benedyktem XVI: „Boga należy adorować na kolanach
i w milczeniu”.
Umieranie
Nie spodziewał się szybkiej śmierci. Jeszcze na kilka
dni przed zaśnięciem snem wiecznym realizował ewangelizacyjne projekty
informatyczne. Gdy poszedł do doktora podejrzewał tylko zwykłą grypę, a
cierpienie postanowił ofiarować w intencji papieża i Kościoła. Lekarze
dostrzegli, że to coś poważniejszego – ale początkowo uznali, że mają do
czynienia ze świnką. Jak się jednak okazało Carlo był chory na białaczkę. Tydzień
później, nie mogąc oddychać, zmarł.
Pozostały po nim filmy, strony internetowe, ale przede
wszystkim pamięć. Setki osób przyciągnął ku Chrystusowi. Nawracał zarówno w
trakcie krótkiego życia, jak i przykładem heroizmu w obliczu śmierci. Dziś jego
przyjaciele modlą się tekstami, które ułożył – tysiące osób powtarza: „Panie,
uczyń mnie świętym w taki sposób, w jaki chcesz”, a po przyjęciu komunii:
„Jezu, rozgość się w moim sercu, potraktuj je jako swój dom!”.
poniedziałek, 15 lutego 2016
Po co bierzmowanie ? (21 - ostatni odcinek)
I
ciągle zadaję sobie pytanie: czy to jest miłość, czy oszukiwanie? ?
Nie
da się ukryć, że czas wakacji to dla wielu młodych okres wielkich sercowych
podbojów. Ileż to razy gdzieś na mazurskiej przystani, na nadmorskiej plaży, a
może i na samym szczycie tatrzańskim padają słowa: kocham cię. A zaraz po nich
następują obietnice: nigdy cię nie zapomnę, będę pisać, przyjadę, chcę być już
z tobą na zawsze.
Różne bywają losy tych wakacyjnych miłości. Niejedna z nich doprowadziła rozmiłowanych w sobie chłopca i dziewczynę na ślubny kobierzec. Inne zakończyły się z chwilą powrotu do domu. Niektórzy już we wrześniu, opowiadając znajomym o swojej wakacyjnej miłości, nie za bardzo mogą sobie przypomnieć, jak ona miała na imię. Tym bardziej, że w lipcu była jedna, a w sierpniu druga…
Żonglowanie słowem „kocham” jest powszechne i łatwe. Jak więc ustrzec się przed kimś, kto chce się mną zabawić, a może nawet tryumfalnie dorzucić do swojej licznej kolekcji poderwanych ?
Prawdziwą miłością jest Bóg i innej nie ma. Prawdziwym powiewem miłości, jej mocą, potęgą jest Duch Święty. To nie przelotne uczucie, zmysłowa fascynacja – to siła, która stworzyła wszechświat ! Jest prawdą, która demaskuje wszelki fałsz i zakłamanie. Warto modlić się do Niego szczególnie wtedy, gdy wiążemy się z kimś, wchodzimy w jakieś bliższe relacje. Ileż to rzekomo zakochanych mówi po tym, jak miną gorące uniesienia: gdzie ja miałam oczy ?! Gdzie miałem rozum ?!
Co mówili o prawdziwej miłości ludzie napełnieni Duchem Świętym ? Że jest ona pokorna. Gdy niekiedy rozmawiam z zakochanymi, to stawiam im pytanie:
- Czy już się ze sobą pokłóciliście ?
W odpowiedzi często słyszę stanowcze stwierdzenie:
- Nie ! My się tak kochamy, że się nigdy nie kłócimy !
- A to szkoda – odpowiadam. – To lepiej jeszcze ślubu nie bierzcie. Bo jeszcze nie wiesz, czy twój chłopak, twoja dziewczyna potrafić wypowiadać jedno słowo. Takie zwykłe, ale najtrudniejsze na świecie słowo: przepraszam. Związać się na całe życie z kimś, kto nie umie mówić „przepraszam”, któremu to słowo nigdy przez gardło nie przechodzi, to jak grać w toto-lotka. Może się trafić wzajemne porozumienie i harmonia. Ale jednak niewielkie tu szanse na życiową wygraną.
Co jeszcze o miłości mówili swoim życiem ci, których napełniał Duch Pocieszyciel ? Pokazywali, że człowiek nie ma kilku serc. Jedno od kochania sympatii, drugie od kochania Pana Boga, trzecie od kochania przyjaciół, czwarte od kochania rodziców. Dlatego nie trzeba się zbytnio zachwycać tym, że „mój chłopak wskoczył przez okno do pociągu, żeby mi zająć siedzące miejsce !” Cieszyć trzeba się raczej wtedy, gdy ów dżentelmen ustąpi w przedziale miejsca jakiejś staruszce. Nie można być szczerze rozmiłowanym w dziewczynie, a zupełnie nie dostrzegać cierpienia innych ludzi. Serce ma się jedno. Zamiast z rozkoszą wsłuchiwać się w potok komplementów pod swoim adresem, warto posłuchać, co moja sympatia mówi o swoich rodzicach. Jeśli ktoś zaraz po miłosnych wyznaniach wobec dziewczyny – mój aniołku, moja myszko – stwierdza z pogardą, że „moja matka jest dokumentnie głupia i kompletnie zakręcona”, to uwaga – coś tu nie gra ! Bo albo człowiek ma w sercu czystą miłość, albo ma pogardę. Jedno z drugim tam mieszkać nie może. Serce ma się jedno.
Jak chłopak dziś traktuje swoją matkę czy staruszkę w tramwaju, tak najprawdopodobniej kiedyś potraktuje swoją dziewczynę, gdy ta zostanie już jego żoną. Nie ma po co chodzić do wróżki, by pytać o przyszłość. Trzeba tylko pilnie przyglądać się życiu.
I może jeszcze jedno kryterium tej Bożej miłości. Przed ślubem warto sprawdzić, czy ten mój, czy ta moja ukochana boi się Boga. Nie ma co ukrywać, że bardzo często w okresie chodzenia ze sobą zdarza się coś niedobrego w dziedzinie czystości. Zbyt odważne dotknięcia, za dużo namiętności, itp. I wtedy przypomnij sobie – jak ta druga strona zareagowała ? Uśmiechem mówiącym, że było super ? A może twoja dziewczyna posmutniała i powiedziała: Boże, co myśmy najlepszego zrobili. Chodźmy do spowiedzi. Jak najszybciej.
Byłoby najlepiej, gdyby takie sytuacje w ogóle nie miały miejsca. Ale cóż – nie ma co ukrywać – zdarzają się. Jeśli ktoś wtedy nie zauważa grzechu, nie ma żadnych wyrzutów sumienia, to znowu powinno się zapalić czerwone światło. Ten ktoś nie liczy się z Bogiem. Dlatego jest bardzo prawdopodobne, że po ślubie, po latach, kiedy będzie chciał odejść, zdradzić, to żaden argument go nie zatrzyma.
Wspomniałem o twoim ukochanym, ale jeśli to ty nie umiesz mówić: „przepraszam”, jeśli jesteś skłócona z całą rodziną, jeśli nie masz wyrzutów sumienia z powodu ciężkiego grzechu, to znak, że musisz zaczekać ze słowem ”kocham”. Czy dziś w twoich ustach nie byłoby ono kłamstwem ?
To tylko kilka prawd o autentycznej miłości. Jaśniały one w życiu ludzi napełnionych Duchem Świętym. Uchronił ich przed ciągłym błądzeniem w labiryncie złudnych emocji i bolesnych rozczarowań. Dlatego warto przeżywać z Nim wszystkie dni. Wakacyjne też.
♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥
Może teraz zapytasz: jak spotkać Ducha Pocieszyciela ? Jak ma Go odnaleźć zwyczajny, marny człowiek uwikłany w grzech, w swoje słabości ? Odpowiem tak: a co robi owieczka, która zgubiła się pasterzowi i wplątała w bolesne ciernie ? Niewiele może zrobić – tylko dzwonić dzwoneczkiem na szyi i rozpaczliwie beczeć. Nam właśnie pozostaje to samo: przyzywać Pocieszyciela. Musimy to czynić z głęboką nadzieją. Bo nieważne ile masz lat, co przeżyłeś, za kogo cię ludzie uważają, na jakiej drodze życia jesteś. Zawołaj, On na pewno usłyszy, na pewno cię odnajdzie. Duch tchnie, kędy chce.
Różne bywają losy tych wakacyjnych miłości. Niejedna z nich doprowadziła rozmiłowanych w sobie chłopca i dziewczynę na ślubny kobierzec. Inne zakończyły się z chwilą powrotu do domu. Niektórzy już we wrześniu, opowiadając znajomym o swojej wakacyjnej miłości, nie za bardzo mogą sobie przypomnieć, jak ona miała na imię. Tym bardziej, że w lipcu była jedna, a w sierpniu druga…
Żonglowanie słowem „kocham” jest powszechne i łatwe. Jak więc ustrzec się przed kimś, kto chce się mną zabawić, a może nawet tryumfalnie dorzucić do swojej licznej kolekcji poderwanych ?
Prawdziwą miłością jest Bóg i innej nie ma. Prawdziwym powiewem miłości, jej mocą, potęgą jest Duch Święty. To nie przelotne uczucie, zmysłowa fascynacja – to siła, która stworzyła wszechświat ! Jest prawdą, która demaskuje wszelki fałsz i zakłamanie. Warto modlić się do Niego szczególnie wtedy, gdy wiążemy się z kimś, wchodzimy w jakieś bliższe relacje. Ileż to rzekomo zakochanych mówi po tym, jak miną gorące uniesienia: gdzie ja miałam oczy ?! Gdzie miałem rozum ?!
Co mówili o prawdziwej miłości ludzie napełnieni Duchem Świętym ? Że jest ona pokorna. Gdy niekiedy rozmawiam z zakochanymi, to stawiam im pytanie:
- Czy już się ze sobą pokłóciliście ?
W odpowiedzi często słyszę stanowcze stwierdzenie:
- Nie ! My się tak kochamy, że się nigdy nie kłócimy !
- A to szkoda – odpowiadam. – To lepiej jeszcze ślubu nie bierzcie. Bo jeszcze nie wiesz, czy twój chłopak, twoja dziewczyna potrafić wypowiadać jedno słowo. Takie zwykłe, ale najtrudniejsze na świecie słowo: przepraszam. Związać się na całe życie z kimś, kto nie umie mówić „przepraszam”, któremu to słowo nigdy przez gardło nie przechodzi, to jak grać w toto-lotka. Może się trafić wzajemne porozumienie i harmonia. Ale jednak niewielkie tu szanse na życiową wygraną.
Co jeszcze o miłości mówili swoim życiem ci, których napełniał Duch Pocieszyciel ? Pokazywali, że człowiek nie ma kilku serc. Jedno od kochania sympatii, drugie od kochania Pana Boga, trzecie od kochania przyjaciół, czwarte od kochania rodziców. Dlatego nie trzeba się zbytnio zachwycać tym, że „mój chłopak wskoczył przez okno do pociągu, żeby mi zająć siedzące miejsce !” Cieszyć trzeba się raczej wtedy, gdy ów dżentelmen ustąpi w przedziale miejsca jakiejś staruszce. Nie można być szczerze rozmiłowanym w dziewczynie, a zupełnie nie dostrzegać cierpienia innych ludzi. Serce ma się jedno. Zamiast z rozkoszą wsłuchiwać się w potok komplementów pod swoim adresem, warto posłuchać, co moja sympatia mówi o swoich rodzicach. Jeśli ktoś zaraz po miłosnych wyznaniach wobec dziewczyny – mój aniołku, moja myszko – stwierdza z pogardą, że „moja matka jest dokumentnie głupia i kompletnie zakręcona”, to uwaga – coś tu nie gra ! Bo albo człowiek ma w sercu czystą miłość, albo ma pogardę. Jedno z drugim tam mieszkać nie może. Serce ma się jedno.
Jak chłopak dziś traktuje swoją matkę czy staruszkę w tramwaju, tak najprawdopodobniej kiedyś potraktuje swoją dziewczynę, gdy ta zostanie już jego żoną. Nie ma po co chodzić do wróżki, by pytać o przyszłość. Trzeba tylko pilnie przyglądać się życiu.
I może jeszcze jedno kryterium tej Bożej miłości. Przed ślubem warto sprawdzić, czy ten mój, czy ta moja ukochana boi się Boga. Nie ma co ukrywać, że bardzo często w okresie chodzenia ze sobą zdarza się coś niedobrego w dziedzinie czystości. Zbyt odważne dotknięcia, za dużo namiętności, itp. I wtedy przypomnij sobie – jak ta druga strona zareagowała ? Uśmiechem mówiącym, że było super ? A może twoja dziewczyna posmutniała i powiedziała: Boże, co myśmy najlepszego zrobili. Chodźmy do spowiedzi. Jak najszybciej.
Byłoby najlepiej, gdyby takie sytuacje w ogóle nie miały miejsca. Ale cóż – nie ma co ukrywać – zdarzają się. Jeśli ktoś wtedy nie zauważa grzechu, nie ma żadnych wyrzutów sumienia, to znowu powinno się zapalić czerwone światło. Ten ktoś nie liczy się z Bogiem. Dlatego jest bardzo prawdopodobne, że po ślubie, po latach, kiedy będzie chciał odejść, zdradzić, to żaden argument go nie zatrzyma.
Wspomniałem o twoim ukochanym, ale jeśli to ty nie umiesz mówić: „przepraszam”, jeśli jesteś skłócona z całą rodziną, jeśli nie masz wyrzutów sumienia z powodu ciężkiego grzechu, to znak, że musisz zaczekać ze słowem ”kocham”. Czy dziś w twoich ustach nie byłoby ono kłamstwem ?
To tylko kilka prawd o autentycznej miłości. Jaśniały one w życiu ludzi napełnionych Duchem Świętym. Uchronił ich przed ciągłym błądzeniem w labiryncie złudnych emocji i bolesnych rozczarowań. Dlatego warto przeżywać z Nim wszystkie dni. Wakacyjne też.
♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥
Może teraz zapytasz: jak spotkać Ducha Pocieszyciela ? Jak ma Go odnaleźć zwyczajny, marny człowiek uwikłany w grzech, w swoje słabości ? Odpowiem tak: a co robi owieczka, która zgubiła się pasterzowi i wplątała w bolesne ciernie ? Niewiele może zrobić – tylko dzwonić dzwoneczkiem na szyi i rozpaczliwie beczeć. Nam właśnie pozostaje to samo: przyzywać Pocieszyciela. Musimy to czynić z głęboką nadzieją. Bo nieważne ile masz lat, co przeżyłeś, za kogo cię ludzie uważają, na jakiej drodze życia jesteś. Zawołaj, On na pewno usłyszy, na pewno cię odnajdzie. Duch tchnie, kędy chce.
poniedziałek, 18 stycznia 2016
Po co bierzmowanie ? (20)
Rozszyfrować Pana Boga
W sakramencie bierzmowania otrzymujemy dar mądrości.
Czy pomoże nam on lepiej sobie radzić przy szkolnej tablicy albo na
sprawdzianie ? Jest to nieco skomplikowany problem, ale i tego wykluczyć nie
można, jeśli oczywiście sami spełniamy kilka istotnych warunków. Natomiast tym
wszystkim, którzy są otwarci na Ducha Świętego, daje On niesamowitą mądrość
życiową. Sporo można by tu pisać, ale wspomnę tylko o jednym z jej aspektów.
Przypomina mi się scena z filmu „Piękny umysł”. Jego
bohater, genialny matematyk, został poproszony przez władze wojskowe o
przeanalizowanie dziwnego ciągu liczb, przechwyconego przez nasłuch służb
kontrwywiadu. Wprowadzono go do pomieszczenia o szklanych ścianach. Były one od
podłogi do sufitu zapisane różnymi liczbami. Bohater filmu zaczął w skupieniu
przyglądać się tysiącom cyfr z lewej strony, z prawej, na górze, na dole i
nagle… dostrzegł w nich jakiś wyraźny porządek ! Wśród pozornego bezładu,
bałaganu, przypadkowości zauważył ciąg, który bez wątpienia coś znaczył. W ten
sposób rozszyfrowano przedsięwzięcie wrogiego mocarstwa.
Wydarzenia naszego życia następują po sobie niekiedy
zupełnie przypadkowo. Miesiąc temu chorowałem na anginę, potem wujek miał
wypadek samochodowy, potem super poszła mi matura, niestety zaraz po niej
miałem rwanie zęba, itd… Życie jak życie. A chyba wszystko w nim takie bezładne
i przypadkowe. Kiedy jednak dostaniemy Boży dar mądrości, to nagle możemy
odkryć, że to wszystko układa się w naszym życiu w jakąś niezwykłą konstelację.
W świetle wiary można w niej odkryć coś zadziwiającego, a nawet doznać
olśnienia: Boże, aleś to wszystko ustawił ! Jak mądrze, jak przewidująco !
Nawet nie dostrzegłem, kiedy w moim życiu realizował się Twój plan zbawienia !
Ty jesteś genialny !
Bóg bardzo pragnie, abyśmy doszli do Jego domu.
Przygotował go dla nas tak cudownie, że ludzki język nie może tego opisać, a
rozum pojąć. Problem polega na tym, że my niekiedy skręcamy z drogi wiodącej do
nieba, bo zły duch rozsypuje nam kolorowe błyskotki na bocznych ślepych
uliczkach. I co Pan Bóg może wtedy zrobić ? Za kołnierz nas nie złapie, by nas
w naszym wędrowaniu prawidłowo ustawić. Nie zrobi tego, bo tak szanuje naszą
wolność. Jezus mógł tylko płakać nad ludźmi w Jerozolimie…
Dlatego Bóg, nie używając wobec nas przymusu, układa
dla nas jakby scenariusz czy plan i zaprasza do jego spełnienia. Kiedy
narozrabiamy i w czymś Mu się sprzeciwimy, On natychmiast przygotowuje wersję
awaryjną, by znowu nas ratować. Ileż sytuacji, spotkań, rozmów, chwil
szczęśliwych i smutnych szykuje dla nas Bóg, byśmy w końcu, w wolności swego
serca, powiedzieli Mu: kocham Cię i chcę być Twój. Każdy z nas ma przygotowany
taki plan Bożej Opatrzności. Przypomina on niekiedy sensacyjny film, w którym
główny bohater ginie na początku, a kiedy widzowie pytają zaskoczeni: o co tu
chodzi ? okazuje się, że on, oczywiście, żyje ! I tak jeszcze kilka razy się
wszystko do góry nogami wywraca i tak kręci, że gdy przychodzi zaskakujący
finał, to wszyscy mówią: ale numer ! zupełnie się tego nie spodziewałem !
Błogosławieni ci, którzy próbują rozszyfrować ten
Boży scenariusz. Błogosławieni, którzy podejmują w nim tę pasjonującą akcję
miłości. W całym swoim życiu nie przeżyją nic bardziej niesamowitego.
piątek, 8 stycznia 2016
Pan nigdy nie zostawi człowieka
Tak, Pan nigdy nie zostawi człowieka, który jest w
potrzebie. On kocha każdego z nas i pragnie być
kochany. I nawet wtedy, gdy człowiek pomija Go w swoim życiu, On puka delikatnie do jego serca i prosi, by ten je otworzył.
kochany. I nawet wtedy, gdy człowiek pomija Go w swoim życiu, On puka delikatnie do jego serca i prosi, by ten je otworzył.
Do
mojego też pukał. Nie słyszałam. Chodziłam własnymi ścieżkami, o Panu nie
pamiętając albo pamiętając tylko wtedy, gdy czegoś potrzebowałam. Litania
próśb… A dziękuję?... Zapominałam. Niby chodziłam w niedzielę do kościoła, niby
raz na 3 miesiące do spowiedzi i po niej przez jakiś czas do Komunii św., ale
to wszystko było takie bez serca, bez miłości. Rutyna. Bo tak trzeba. Bo
Kościół nakazuje.
Takie
życie niby z Bogiem od niedzieli, a jednak bez Boga, było puste i smutne. Nie
byłam z tym szczęśliwa. Błądziłam, grzeszyłam – czasem świadomie, czasem
nieświadomie. Zasmucałam Boga, a On pukał i pukał… Nie otwierałam. Byłam głucha
na wszelkie odgłosy.
Mijały
lata takiego życia od niedzieli do niedzieli, lecz niewypełnionego głębszym
sensem. Szkoły ukończone – jedna, druga, kolejna... Stres, zmęczenie, rutyna,
nuda – co dalej? Czy to wszystko ma sens? I żadnej wdzięczności Stwórcy za
każdą sekundę mojego życia.
Aż przyszedł czas, kiedy Pan przestał pukać, a zaczął
mocno uderzać w te zaryglowane drzwi mojego serca. Zaczął stawiać na mej drodze
Aniołów – ludzi wypełnionych Bogiem. Widziałam, że są szczęśliwi, że żyją
inaczej – żyją Bogiem, wiarą, Kościołem… A jednak można żyć inaczej, tylko czy
ja tak potrafię?
Przełom. Pan zaprosił mnie poprzez pewną znajomą osobę
na Mszę z modlitwą o uzdrowienie i uwolnienie. I tam mnie dotknął. Uczynił to
tak namacalnie, że odrzuciłam rygiel i otworzyłam drzwi, by spojrzeć, kto jest
po drugiej stronie. Od tego momentu zapragnęłam żyć w Bogu i z Bogiem.
Zapragnęłam zmienić całkowicie swoje życie i żyć naprawdę dla Chrystusa.
Oddałam Mu swoje życie. Odtąd On pomagał mi je zmieniać. Zaczął mnie prowadzić.
Czy to była sielanka? Alleluja i do przodu? Myli się ten, kto tak pomyślał. W
pierwszych latach Bożego prowadzenia było ciężko – spotkałam się z licznymi
trudnościami, prześladowaniami, cierpieniem, które zdało się być ponad moje
siły. I też niejeden raz upadałam. Pan mnie oczyszczał. Przeszłam bolesny czas
próby. Pan mnie stanowczo zapytał: – Wybierasz Mnie, czy wybierasz kogoś
innego, człowieka, którego czynisz bożkiem? Długi czas zmagałam się z
odpowiedzią. W końcu odpowiedziałam w szczerości swojego serca: – Panie,
wybieram Ciebie. Tak, Ty jesteś moją Miłością. Pragnę, byś nią pozostał do
końca mojego życia!
Wybrałam Pana i od tego momentu naprawdę żyję inaczej.
On mi pomógł wiele w sobie zmienić i nadal pomaga. Dziś nie wyobrażam sobie
życia bez możliwie najczęstszej Eucharystii i adoracji Najświętszego
Sakramentu. Nie wyobrażam sobie życia bez Boga. Już rozumiem, dlaczego moja
przeszłość była smutna i nie widziałam w niej celu… W Sakramentach św. –
zwłaszcza w Komunii św. – jest wielkie umocnienie dla mnie słabej i grzesznej.
Inaczej patrzę na świat, inaczej myślę. Choć po ludzku nadal są różne
trudności, zmagania, choroby i boleści, choć po ludzku moje życie może wydawać
się innym nieudane, bez sukcesów i z trudem codzienności, to jednak jestem w
nim szczęśliwa. Wiem, że we wszystkim jest Pan i wszystko, co On dopuszcza,
jest dla dobra człowieka. Wszystko ma sens – nawet najgorsze
cierpienie. Wszystko ma sens zbawczy. Każda, nawet najdrobniejsza trudność czy
modlitwa ofiarowane w jakiejś intencji, przynoszą mnóstwo łask dla bliźnich tu
na ziemi oraz bliźnich cierpiących męki czyśćcowe. Choć czasem jestem słaba i
nieporadna, wszystko mogę w Tym, Który mnie umacnia! Jego wola jest
najświętsza, Jego drogi są najlepsze, Jego plan na moje życie jest najbardziej
doskonały. W moim sercu nie ma już zamkniętych drzwi. Otwarłam je całkowicie
dla Boga i dla bliźnich. Pragnę służyć Bogu i bliźnim miłością. Pragnę głosić
Bożą chwałę we wszystkim, co będę czynić… Panie, prowadź mnie w tym i nie
pozwól, bym Cię czymkolwiek zasmucała. Panie, pomóż mi, abym żyła tak, bym ci
się we wszystkim mogła podobać...
A Ty dobra Duszo, która czytasz to świadectwo, proszę
– módl się za mnie i módl się we wszystkich intencjach, które stale przedkładam
Bogu. Módl się wraz ze mną za tych wszystkich, których otaczam swoją modlitwą.
To nie jest ważne, że nie wiesz, co to za ludzie czy intencje. Ważne, że Bóg
wie. On czeka na nasze modlitwy. Czeka na mnie i na Ciebie.
Niech Cię Chrystus błogosławi i prowadzi, droga Duszo!
A jeśli i Ty przeżywasz trudności, cierpienia, to zapewniam Cię – oddawaj to
wszystko Bogu a On Ci pomoże. Otwórz Mu swoje serce i zaproś do swojego życia.
On Cię poprowadzi i sprawi, że będziesz szczęśliwym człowiekiem. Życzę Ci więc
z całego serca Boga w Twoim życiu!
Subskrybuj:
Posty (Atom)