Licznik odwiedzin

wtorek, 27 grudnia 2016

Greccio


To właśnie św. Franciszek przygotował pierwszą szopkę w 1223 roku w Greccio we Włoszech. Podczas Pasterki w skalnej grocie zorganizował misterium narodzenia i wtedy też odśpiewano pierwsze bożonarodzeniowe pieśni - dzisiejsze kolędy.

piątek, 27 maja 2016

Autostrada do nieba

Historia nastolatka, który chciał dostać się do nieba.
Carlo Acutis urodził się 3 maja 1991 r. w Londynie, gdzie jego rodzice Andrea i Antonia mieszkali z powodów zawodowych. Gdy rodzina powróciła do Mediolanu, w wieku 12 lat rozpoczął praktykę codziennego uczestnictwa we Mszy św. oraz cotygodniowej spowiedzi św. Był autorem pobożnych stron internetowych, o cudach eucharystycznych i o świętych katolickich. Grał na saksofonie. Był wychowankiem mediolańskiego Liceum im. Leona XIII o profilu klasycznym. 12 października 2006 r. zmarł na białaczkę, ofiarując swoje życie za papieża i za Kościół. Pochowany został w Asyżu. Jego proces beatyfikacyjny rozpoczęto w archidiecezji mediolańskiej w 2013 r.
Zwykły chłopak z pasją
Carlo Acutis słynął wśród kolegów ze zdolności informatycznych. Czytał literaturę fachową na temat komputerów i wiele programów umiał obsługiwać na poziomie uniwersyteckim. Jego wiedzą i umiejętnościami zaskakiwani byli nie tylko rówieśnicy. Carlo tworzył wiele stron internetowych i prezentacji multimedialnych. Przy jednym projekcie pracował razem ze studentem informatyki, który twierdził, że zapał Carla był dla niego bodźcem do intensywniejszych studiów. Wzięty włoski programista, gdy poznał chłopca powiedział: „Miał takie zdolności do pisania programów komputerowych, że prawie mnie zawstydzał”.
Utrzymywanie kontaktów z przyjaciółmi, to druga dziedzina, w której Carlo był niezrównany. Sympatyczny, łagodny, z olbrzymim poczuciem humoru zjednywał sobie wszystkich. Lubili go nawet ci, którzy znacząco różnili się od niego poglądami. Nieustannie dbał, by przyjaźnie, które zawierał, pogłębiały się.
W wielu miejscach pojawiał się z kamerą, by robić zabawne filmiki i utrwalać chwile z życia swoich bliskich – rodziny i znajomych. Nie przegapiał też okazji, by filmować zwierzęta. To również była jego pasja – hodował dwa koty, cztery psy i złote rybki. Był bardzo wrażliwy na krzywdę zwierząt. Takim go zapamiętano – nastolatek jakich wielu.
Kierunek: niebo
Gdzie tu świętość? W tym wszystkim, co robił! Cała jego postawa była konsekwencją wiary w Chrystusa. Wiedzę informatyczna, jaką pilnie zdobywał, przeznaczał głównie na dzieła ewangelizacyjne. Twierdził, że możliwości, jakie dają komputery, należy wykorzystywać dla dzieł Kościoła. Stworzył wiele stron dla wspólnot, dla parafii. Był nawet odpowiedzialny za część prac związanych ze stroną Stolicy Apostolskiej. Jak wspomina sekretarz papieskiej Akademii Cultorum Martyrum: „Wykorzystywał jeden z nowoczesnych środków komunikacji międzyludzkiej, jakim jest Internet, gdyż posiadał nadzwyczajną wiedzę informatyczną. Pomógł nam, z wielkim zaangażowaniem i poświęceniem, stworzyć stronę Vatican.va”.
Za niezwykle ważne uznawał dzielenie się zdolnościami z tymi, których spotykał na co dzień. Wiele czasu poświęcał na darmowe korepetycje ze swej ulubionej dziedziny, jakich udzielał kolegom ze szkoły. W niejednym rozpalił chęć poznania możliwości współczesnej techniki. Rodziło to znakomitą okazję do rozmów dotykających spraw wiary. Zależało mu również, by i inni włączali się w wolontariat. Chciał, by ludzie pomagali sobie nawzajem, dając z siebie to, co najlepsze.
Stałość
Kipiał pomysłami, słynął z aktywności i spontaniczności. Wyróżniała go jednak spośród rówieśników niezwykła konsekwencja. Z zupełną naturalnością powtarzał pozytywne zachowania. Choćby zupełnie banalne – jak witanie się z pracownikami szkoły. Jeden z nich wspominał, że gdy Carlowi zdarzało się wejść do budynku innym wejściem, tak że nie przechodził wtedy obok pokoju woźnego, przychodził zawsze po pierwszej lekcji, by powiedzieć: „Dzień dobry”.
Ta konsekwencja objawiała się w tych zupełnie prozaicznych rzeczach, ale także w sprawach poważnych. Chłopak lubił działać systemowo: gdy na drodze swoich codziennych spacerów z babcią spotkał żebraka – postanowił mu pomagać według określonego planu. Namówił babcię, by ta zawsze przygotowywała kanapki, które zostawiali biednemu, gdy ten jeszcze spał. W przygotowane zawiniątko Carlo wtykał dodatkowo jakąś kwotę ze swego kieszonkowego, gdyż wiedział, że obok postu i modlitwy jałmużna jest filarem życia duchowego.
Codzienność
Nie zapominał też praktykowaniu pozostałych dwóch uczynków chrześcijańskiej miłości. Jego słabość do słodyczy przypominała mu o potrzebie postu. Zaś za rzecz najważniejszą uważał modlitwę. Szczególnie zależało mu na codziennej Eucharystii. Nie tylko sam uczęszczał na Mszę świętą, ale od najmłodszych lat namawiał do tego swoje otoczenie. Jeszcze jako małe dziecko prowadzała go do kościoła niania, polska studentka, która przez kilka lat opiekowała się rosnącym szybko chrześcijańskim wzorem.
Do codziennych praktyk Carla należał też różaniec, modlitwa, której uczyła go mająca polskie korzenie babcia (pod koniec życia w planie każdego dnia znalazł czas na Koronkę Anielską). Mimo zaangażowania nie był do końca zadowolony ze swej modlitwy – co tydzień spowiadał się z rozproszeń, jakie miewał podczas odmawiania kolejnych zdrowasiek. Czytał też wiele książek dotyczących duchowości; jego ulubieni święci wywodzili się z Zakonu Braci Mniejszych: św. Franciszek, św. Antoni, św. Pio.
Nawróceni hinduiści
Postać taka jak Carlo musiała promieniować na innych. Szczególnie, że młody wyznawca Chrystusa miał w pamięci słowa św. Pawła: „nie ma Greka ani Żyda [...], lecz wszystkim we wszystkich jest Chrystus”. W swoim otoczeniu Carlo miał wielu wyznawców innych religii. Jego rodzice zatrudniali między innymi hinduistów. Szczególnie z jednym z nich – Rajeshem – łączyła go przyjaźń. Rajesh ma talent aktorski, więc często bawili się razem, nagrywając filmiki, w których wcielał się w rolę szpiega.
Wspólne zabawy były też okazją do rozmów na tematy ostateczne. Rajesh wspomina: „Carlo mawiał, że moja przyszłość będzie szczęśliwsza, jeśli zbliżę się do Jezusa. Uczył mnie, korzystając z Biblii i katechizmu”. Pomimo młodego wieku chłopiec sprawdziłby się jako nauczyciel: „Wszystkie kwestie wyjaśniał tak błyskotliwie, że wzbudził we mnie entuzjazm dla zagadnienia sakramentów”. Hindus, pomimo, że należał do najwyższej, kapłańskiej kasty braminów, ale przyjął chrzest – „zaraził mnie swoją głęboką wiarą i rozpalił ją w mojej duszy”. Kolejno nawracali się następni hinduiści z otoczenia Rajesha.
Eucharystia
Nie tylko innowiercy, nieznający nauczania katolickiego zachwycali się sposobem mówienia i wiedzą Carla na tematy religijne. Również teologowie bywali zaskoczeni obrazowymi przemowami, w których Carlo prosto potrafił przedstawiać wydawałoby się skomplikowane zagadnienia. Tak oto wyjaśniał paradoks trudnej do wyjaśnienia tajemnicy transsubstancjacji: „Jezus postępuje bardzo oryginalnie, ponieważ chowa się w malutkim kawałeczku Chleba. Tylko Bóg może zrobić coś tak niewiarygodnego”.
Z takim pojmowaniem sakramentów przyjął Pierwszą Komunię Świętą jeszcze zanim poszedł do szkoły. I właśnie Eucharystia stała się dla niego, jak sam mawiał „autostradą do nieba”. Uczęszczał na nabożeństwa eucharystyczne i powtarzał za Benedyktem XVI: „Boga należy adorować na kolanach i w milczeniu”.
Umieranie
Nie spodziewał się szybkiej śmierci. Jeszcze na kilka dni przed zaśnięciem snem wiecznym realizował ewangelizacyjne projekty informatyczne. Gdy poszedł do doktora podejrzewał tylko zwykłą grypę, a cierpienie postanowił ofiarować w intencji papieża i Kościoła. Lekarze dostrzegli, że to coś poważniejszego – ale początkowo uznali, że mają do czynienia ze świnką. Jak się jednak okazało Carlo był chory na białaczkę. Tydzień później, nie mogąc oddychać, zmarł.
Pozostały po nim filmy, strony internetowe, ale przede wszystkim pamięć. Setki osób przyciągnął ku Chrystusowi. Nawracał zarówno w trakcie krótkiego życia, jak i przykładem heroizmu w obliczu śmierci. Dziś jego przyjaciele modlą się tekstami, które ułożył – tysiące osób powtarza: „Panie, uczyń mnie świętym w taki sposób, w jaki chcesz”, a po przyjęciu komunii: „Jezu, rozgość się w moim sercu, potraktuj je jako swój dom!”.



poniedziałek, 15 lutego 2016

Po co bierzmowanie ? (21 - ostatni odcinek)

I ciągle zadaję sobie pytanie: czy to jest miłość, czy oszukiwanie? ?


Nie da się ukryć, że czas wakacji to dla wielu młodych okres wielkich sercowych podbojów. Ileż to razy gdzieś na mazurskiej przystani, na nadmorskiej plaży, a może i na samym szczycie tatrzańskim padają słowa: kocham cię. A zaraz po nich następują obietnice: nigdy cię nie zapomnę, będę pisać, przyjadę, chcę być już z tobą na zawsze.
Różne bywają losy tych wakacyjnych miłości. Niejedna z nich doprowadziła rozmiłowanych w sobie chłopca i dziewczynę na ślubny kobierzec. Inne zakończyły się z chwilą powrotu do domu. Niektórzy już we wrześniu, opowiadając znajomym o swojej wakacyjnej miłości, nie za bardzo mogą sobie przypomnieć, jak ona miała na imię. Tym bardziej, że w lipcu była jedna, a w sierpniu druga…
Żonglowanie słowem „kocham” jest powszechne i łatwe. Jak więc ustrzec się przed kimś, kto chce się mną zabawić, a może nawet tryumfalnie dorzucić do swojej licznej kolekcji poderwanych ?
Prawdziwą miłością jest Bóg i innej nie ma. Prawdziwym powiewem miłości, jej mocą, potęgą jest Duch Święty. To nie przelotne uczucie, zmysłowa fascynacja – to siła, która stworzyła wszechświat ! Jest prawdą, która demaskuje wszelki fałsz i zakłamanie. Warto modlić się do Niego szczególnie wtedy, gdy wiążemy się z kimś, wchodzimy w jakieś bliższe relacje. Ileż to rzekomo zakochanych mówi po tym, jak miną gorące uniesienia: gdzie ja miałam oczy ?! Gdzie miałem rozum ?!
Co mówili o prawdziwej miłości ludzie napełnieni Duchem Świętym ? Że jest ona pokorna. Gdy niekiedy rozmawiam z zakochanymi, to stawiam im pytanie: 
- Czy już się ze sobą pokłóciliście ?
W odpowiedzi często słyszę stanowcze stwierdzenie:
- Nie ! My się tak kochamy, że się nigdy nie kłócimy !
- A to szkoda – odpowiadam. – To lepiej jeszcze ślubu nie bierzcie. Bo jeszcze nie wiesz, czy twój chłopak, twoja dziewczyna potrafić wypowiadać jedno słowo. Takie zwykłe, ale najtrudniejsze na świecie słowo: przepraszam. Związać się na całe życie z kimś, kto nie umie mówić „przepraszam”, któremu to słowo nigdy przez gardło nie przechodzi, to jak grać w toto-lotka. Może się trafić wzajemne porozumienie i harmonia. Ale jednak niewielkie tu szanse na życiową wygraną. 
Co jeszcze o miłości mówili swoim życiem ci, których napełniał Duch Pocieszyciel ? Pokazywali, że człowiek nie ma kilku serc. Jedno od kochania sympatii, drugie od kochania Pana Boga, trzecie od kochania przyjaciół, czwarte od kochania rodziców. Dlatego nie trzeba się zbytnio zachwycać tym, że „mój chłopak wskoczył przez okno do pociągu, żeby mi zająć siedzące miejsce !” Cieszyć trzeba się raczej wtedy, gdy ów dżentelmen ustąpi w przedziale miejsca jakiejś staruszce. Nie można być szczerze rozmiłowanym w dziewczynie, a zupełnie nie dostrzegać cierpienia innych ludzi. Serce ma się jedno. Zamiast z rozkoszą wsłuchiwać się w potok komplementów pod swoim adresem, warto posłuchać, co moja sympatia mówi o swoich rodzicach. Jeśli ktoś zaraz po miłosnych wyznaniach wobec dziewczyny – mój aniołku, moja myszko – stwierdza z pogardą, że „moja matka jest dokumentnie głupia i kompletnie zakręcona”, to uwaga – coś tu nie gra ! Bo albo człowiek ma w sercu czystą miłość, albo ma pogardę. Jedno z drugim tam mieszkać nie może. Serce ma się jedno. 
Jak chłopak dziś traktuje swoją matkę czy staruszkę w tramwaju, tak najprawdopodobniej kiedyś potraktuje swoją dziewczynę, gdy ta zostanie już jego żoną. Nie ma po co chodzić do wróżki, by pytać o przyszłość. Trzeba tylko pilnie przyglądać się życiu. 
I może jeszcze jedno kryterium tej Bożej miłości. Przed ślubem warto sprawdzić, czy ten mój, czy ta moja ukochana boi się Boga. Nie ma co ukrywać, że bardzo często w okresie chodzenia ze sobą zdarza się coś niedobrego w dziedzinie czystości. Zbyt odważne dotknięcia, za dużo namiętności, itp. I wtedy przypomnij sobie – jak ta druga strona zareagowała ? Uśmiechem mówiącym, że było super ? A może twoja dziewczyna posmutniała i powiedziała: Boże, co myśmy najlepszego zrobili. Chodźmy do spowiedzi. Jak najszybciej. 
Byłoby najlepiej, gdyby takie sytuacje w ogóle nie miały miejsca. Ale cóż – nie ma co ukrywać – zdarzają się. Jeśli ktoś wtedy nie zauważa grzechu, nie ma żadnych wyrzutów sumienia, to znowu powinno się zapalić czerwone światło. Ten ktoś nie liczy się z Bogiem. Dlatego jest bardzo prawdopodobne, że po ślubie, po latach, kiedy będzie chciał odejść, zdradzić, to żaden argument go nie zatrzyma. 
Wspomniałem o twoim ukochanym, ale jeśli to ty nie umiesz mówić: „przepraszam”, jeśli jesteś skłócona z całą rodziną, jeśli nie masz wyrzutów sumienia z powodu ciężkiego grzechu, to znak, że musisz zaczekać ze słowem ”kocham”. Czy dziś w twoich ustach nie byłoby ono kłamstwem ?
To tylko kilka prawd o autentycznej miłości. Jaśniały one w życiu ludzi napełnionych Duchem Świętym. Uchronił ich przed ciągłym błądzeniem w labiryncie złudnych emocji i bolesnych rozczarowań. Dlatego warto przeżywać z Nim wszystkie dni. Wakacyjne też.
                                            

Może teraz zapytasz: jak spotkać Ducha Pocieszyciela ? Jak ma Go odnaleźć zwyczajny, marny człowiek uwikłany w grzech, w swoje słabości ? Odpowiem tak: a co robi owieczka, która zgubiła się pasterzowi i wplątała w bolesne ciernie ? Niewiele może zrobić – tylko dzwonić dzwoneczkiem na szyi i rozpaczliwie beczeć. Nam właśnie pozostaje to samo: przyzywać Pocieszyciela. Musimy to czynić z głęboką nadzieją. Bo nieważne ile masz lat, co przeżyłeś, za kogo cię ludzie uważają, na jakiej drodze życia jesteś. Zawołaj, On na pewno usłyszy, na pewno cię odnajdzie. Duch tchnie, kędy chce.

poniedziałek, 18 stycznia 2016

Po co bierzmowanie ? (20)

Rozszyfrować Pana Boga

W sakramencie bierzmowania otrzymujemy dar mądrości. Czy pomoże nam on lepiej sobie radzić przy szkolnej tablicy albo na sprawdzianie ? Jest to nieco skomplikowany problem, ale i tego wykluczyć nie można, jeśli oczywiście sami spełniamy kilka istotnych warunków. Natomiast tym wszystkim, którzy są otwarci na Ducha Świętego, daje On niesamowitą mądrość życiową. Sporo można by tu pisać, ale wspomnę tylko o jednym z jej aspektów.
Przypomina mi się scena z filmu „Piękny umysł”. Jego bohater, genialny matematyk, został poproszony przez władze wojskowe o przeanalizowanie dziwnego ciągu liczb, przechwyconego przez nasłuch służb kontrwywiadu. Wprowadzono go do pomieszczenia o szklanych ścianach. Były one od podłogi do sufitu zapisane różnymi liczbami. Bohater filmu zaczął w skupieniu przyglądać się tysiącom cyfr z lewej strony, z prawej, na górze, na dole i nagle… dostrzegł w nich jakiś wyraźny porządek ! Wśród pozornego bezładu, bałaganu, przypadkowości zauważył ciąg, który bez wątpienia coś znaczył. W ten sposób rozszyfrowano przedsięwzięcie wrogiego mocarstwa.
Wydarzenia naszego życia następują po sobie niekiedy zupełnie przypadkowo. Miesiąc temu chorowałem na anginę, potem wujek miał wypadek samochodowy, potem super poszła mi matura, niestety zaraz po niej miałem rwanie zęba, itd… Życie jak życie. A chyba wszystko w nim takie bezładne i przypadkowe. Kiedy jednak dostaniemy Boży dar mądrości, to nagle możemy odkryć, że to wszystko układa się w naszym życiu w jakąś niezwykłą konstelację. W świetle wiary można w niej odkryć coś zadziwiającego, a nawet doznać olśnienia: Boże, aleś to wszystko ustawił ! Jak mądrze, jak przewidująco ! Nawet nie dostrzegłem, kiedy w moim życiu realizował się Twój plan zbawienia ! Ty jesteś genialny !
Bóg bardzo pragnie, abyśmy doszli do Jego domu. Przygotował go dla nas tak cudownie, że ludzki język nie może tego opisać, a rozum pojąć. Problem polega na tym, że my niekiedy skręcamy z drogi wiodącej do nieba, bo zły duch rozsypuje nam kolorowe błyskotki na bocznych ślepych uliczkach. I co Pan Bóg może wtedy zrobić ? Za kołnierz nas nie złapie, by nas w naszym wędrowaniu prawidłowo ustawić. Nie zrobi tego, bo tak szanuje naszą wolność. Jezus mógł tylko płakać nad ludźmi w Jerozolimie…
Dlatego Bóg, nie używając wobec nas przymusu, układa dla nas jakby scenariusz czy plan i zaprasza do jego spełnienia. Kiedy narozrabiamy i w czymś Mu się sprzeciwimy, On natychmiast przygotowuje wersję awaryjną, by znowu nas ratować. Ileż sytuacji, spotkań, rozmów, chwil szczęśliwych i smutnych szykuje dla nas Bóg, byśmy w końcu, w wolności swego serca, powiedzieli Mu: kocham Cię i chcę być Twój. Każdy z nas ma przygotowany taki plan Bożej Opatrzności. Przypomina on niekiedy sensacyjny film, w którym główny bohater ginie na początku, a kiedy widzowie pytają zaskoczeni: o co tu chodzi ? okazuje się, że on, oczywiście, żyje ! I tak jeszcze kilka razy się wszystko do góry nogami wywraca i tak kręci, że gdy przychodzi zaskakujący finał, to wszyscy mówią: ale numer ! zupełnie się tego nie spodziewałem !
Błogosławieni ci, którzy próbują rozszyfrować ten Boży scenariusz. Błogosławieni, którzy podejmują w nim tę pasjonującą akcję miłości. W całym swoim życiu nie przeżyją nic bardziej niesamowitego.



piątek, 8 stycznia 2016

Pan nigdy nie zostawi człowieka

Tak, Pan nigdy nie zostawi człowieka, który jest w potrzebie. On kocha każdego z nas i pragnie być
kochany. I nawet wtedy, gdy człowiek pomija Go w swoim życiu, On puka delikatnie do jego serca i prosi, by ten je otworzył.
         Do mojego też pukał. Nie słyszałam. Chodziłam własnymi ścieżkami, o Panu nie pamiętając albo pamiętając tylko wtedy, gdy czegoś potrzebowałam. Litania próśb… A dziękuję?... Zapominałam. Niby chodziłam w niedzielę do kościoła, niby raz na 3 miesiące do spowiedzi i po niej przez jakiś czas do Komunii św., ale to wszystko było takie bez serca, bez miłości. Rutyna. Bo tak trzeba. Bo Kościół nakazuje.
         Takie życie niby z Bogiem od niedzieli, a jednak bez Boga, było puste i smutne. Nie byłam z tym szczęśliwa. Błądziłam, grzeszyłam – czasem świadomie, czasem nieświadomie. Zasmucałam Boga, a On pukał i pukał… Nie otwierałam. Byłam głucha na wszelkie odgłosy.
         Mijały lata takiego życia od niedzieli do niedzieli, lecz niewypełnionego głębszym sensem. Szkoły ukończone – jedna, druga, kolejna... Stres, zmęczenie, rutyna, nuda – co dalej? Czy to wszystko ma sens? I żadnej wdzięczności Stwórcy za każdą sekundę mojego życia. 
Aż przyszedł czas, kiedy Pan przestał pukać, a zaczął mocno uderzać w te zaryglowane drzwi mojego serca. Zaczął stawiać na mej drodze Aniołów – ludzi wypełnionych Bogiem. Widziałam, że są szczęśliwi, że żyją inaczej – żyją Bogiem, wiarą, Kościołem… A jednak można żyć inaczej, tylko czy ja tak potrafię?
Przełom. Pan zaprosił mnie poprzez pewną znajomą osobę na Mszę z modlitwą o uzdrowienie i uwolnienie. I tam mnie dotknął. Uczynił to tak namacalnie, że odrzuciłam rygiel i otworzyłam drzwi, by spojrzeć, kto jest po drugiej stronie. Od tego momentu zapragnęłam żyć w Bogu i z Bogiem. Zapragnęłam zmienić całkowicie swoje życie i żyć naprawdę dla Chrystusa. Oddałam Mu swoje życie. Odtąd On pomagał mi je zmieniać. Zaczął mnie prowadzić. Czy to była sielanka? Alleluja i do przodu? Myli się ten, kto tak pomyślał. W pierwszych latach Bożego prowadzenia było ciężko – spotkałam się z licznymi trudnościami, prześladowaniami, cierpieniem, które zdało się być ponad moje siły. I też niejeden raz upadałam. Pan mnie oczyszczał. Przeszłam bolesny czas próby. Pan mnie stanowczo zapytał: – Wybierasz Mnie, czy wybierasz kogoś innego, człowieka, którego czynisz bożkiem? Długi czas zmagałam się z odpowiedzią. W końcu odpowiedziałam w szczerości swojego serca: – Panie, wybieram Ciebie. Tak, Ty jesteś moją Miłością. Pragnę, byś nią pozostał do końca mojego życia! 
Wybrałam Pana i od tego momentu naprawdę żyję inaczej. On mi pomógł wiele w sobie zmienić i nadal pomaga. Dziś nie wyobrażam sobie życia bez możliwie najczęstszej Eucharystii i adoracji Najświętszego Sakramentu. Nie wyobrażam sobie życia bez Boga. Już rozumiem, dlaczego moja przeszłość była smutna i nie widziałam w niej celu… W Sakramentach św. – zwłaszcza w Komunii św. – jest wielkie umocnienie dla mnie słabej i grzesznej. Inaczej patrzę na świat, inaczej myślę. Choć po ludzku nadal są różne trudności, zmagania, choroby i boleści, choć po ludzku moje życie może wydawać się innym nieudane, bez sukcesów i z trudem codzienności, to jednak jestem w nim szczęśliwa. Wiem, że we wszystkim jest Pan i wszystko, co On dopuszcza, jest dla dobra człowieka. Wszystko ma sens – nawet najgorsze cierpienie. Wszystko ma sens zbawczy. Każda, nawet najdrobniejsza trudność czy modlitwa ofiarowane w jakiejś intencji, przynoszą mnóstwo łask dla bliźnich tu na ziemi oraz bliźnich cierpiących męki czyśćcowe. Choć czasem jestem słaba i nieporadna, wszystko mogę w Tym, Który mnie umacnia! Jego wola jest najświętsza, Jego drogi są najlepsze, Jego plan na moje życie jest najbardziej doskonały. W moim sercu nie ma już zamkniętych drzwi. Otwarłam je całkowicie dla Boga i dla bliźnich. Pragnę służyć Bogu i bliźnim miłością. Pragnę głosić Bożą chwałę we wszystkim, co będę czynić… Panie, prowadź mnie w tym i nie pozwól, bym Cię czymkolwiek zasmucała. Panie, pomóż mi, abym żyła tak, bym ci się we wszystkim mogła podobać...
A Ty dobra Duszo, która czytasz to świadectwo, proszę – módl się za mnie i módl się we wszystkich intencjach, które stale przedkładam Bogu. Módl się wraz ze mną za tych wszystkich, których otaczam swoją modlitwą. To nie jest ważne, że nie wiesz, co to za ludzie czy intencje. Ważne, że Bóg wie. On czeka na nasze modlitwy. Czeka na mnie i na Ciebie.
Niech Cię Chrystus błogosławi i prowadzi, droga Duszo! A jeśli i Ty przeżywasz trudności, cierpienia, to zapewniam Cię – oddawaj to wszystko Bogu a On Ci pomoże. Otwórz Mu swoje serce i zaproś do swojego życia. On Cię poprowadzi i sprawi, że będziesz szczęśliwym człowiekiem. Życzę Ci więc z całego serca Boga w Twoim życiu!