Licznik odwiedzin

sobota, 30 listopada 2013

Jeszcze jeden ADWENT

Adwent, jako czas przygotowania się do Bożego Narodzenia, miał bardzo różne
koleje losu i różnie był postrzegany. Warto zatem odczytać jego prawdziwy sens, ponieważ ma to być dla nas czas szczególny.
Oczekiwanie, nadzieja, pokój: oto zasadnicze cechy tego okresu, oczywiście bez pomijania takich elementów jak zamyślenie, refleksja, modlitwa czy oczyszczenie. Biorąc to wszystko pod uwagę, wydaje się, że najbardziej stosownym nastawieniem, które powinno jak najszybciej zagościć w naszych sercach jest... pragnienie. Wraz z Adwentem wchodzimy bowiem w czas oczekiwania, ukierunkowany na wydarzenia ostateczne: przyjście Jezusa! Tego przyjścia powinniśmy pragnąć ze wszystkich sił.

Warto podkreślić, że termin adwent, sam w sobie, wskazuje, że osoba na którą czekamy jest niezwykle ważna. Paradoks polega na tym, że fakt przyjścia „Tego, na którego czekamy” - mimo, iż w sensie historycznym już się dokonał - teraz, w liturgii, ukazywany jest jako wydarzenie z przyszłości. Stanowi to dla nas wyjątkowe zaproszenie i szansę zarazem, byśmy na nowo zrozumieli, że Ten, który ma nadejść, ma znaleźć właściwe miejsce w naszym życiu, ma być wreszcie zauważony.

Chrystus już się narodził, teraz pora, by we mnie zrodził się... prawdziwy chrześcijanin. Powinniśmy sobie po raz kolejny uświadomić, że Chrystus-Mesjasz nie przychodzi po to, by odbierać formalne pokłony, by złożyć nam wizytę towarzyską, by wymienić z nami poglądy... Jemu nie chodzi o idee, lecz o radykalną zmianę, zmianę naszej mentalności! Przyjęcie Go oznacza zatem zgodę na Jego wizję świata, człowieka i zbawienia.

Czuwanie adwentowe otwiera nas na nadzieję, na nowe stworzenie, na zamysł samego Boga. Ewangelista Łukasz przedstawia nam nadejście Pana w kategoriach chwały i potęgi: będzie to więc spotkanie z Chrystusem-Sędzią. Na to spotkanie mamy być gotowi, co więcej - mamy go wyczekiwać!

„Otrzymamy od Boga wszystko to, co mamy nadzieję otrzymać” - zapewniał św. Jan od Krzyża. Oto prawdziwy sens Adwentu: czasu pragnienia, przebudzenia, nadziei, ufności. Nasz Bóg nadchodzi, wstaje jak jutrzenka, nie opóźni się, udzieli nam swego Ducha, który pozwoli nam trwać w modlitewnym wezwaniu: „Marantha! Przyjdź, Panie, Jezu”.

W tej sytuacji potrzeba tak naprawdę tylko jednej słusznej decyzji: w każdej chwili naszego życia zdać się ufnie na Boga. Jeśli nie chcemy, by dzień sądu nas zaskoczył - już teraz zgódźmy się na Jego bliskość.

poniedziałek, 25 listopada 2013

Po co bierzmowanie ? (5)

Przezwyciężyć strach...
Czasami, gdy odprawiam mszę świętą, w której uczestniczy tylko młodzież i na początku pozdrawiam zebranych słowami: „Pan z wami”, to nierzadko odpowiada mi zupełna cisza. Ci młodzi wiedzą, że na to kapłańskie pozdrowienie odpowiada się: „I z duchem twoim”. Milczą jednak, ponieważ w obecności kolegów i koleżanek wstydzą się głośno odpowiedzieć księdzu. Zły duch sprytnie powstrzymuje wielu porządnych ludzi przed chwaleniem Boga. Robi to za pomocą prostego, ale iście magicznego słowa „obciach”. Obciach przeżegnać się przed posiłkiem, obciach śpiewać pieśni w kościele, obciach odmawiać różaniec.
Na pewno nie raz spotkałeś się ze zwrotem: oddać się w czyjeś ręce. Kto tak czyni, traci kontrolę nad sobą, pozwala, by działo się z nim coś, na co nie ma już wpływu, czego nie kontroluje. Także i my jesteśmy wezwani do tego, by dobrowolnie oddać się w ręce dobrego Boga, aby On postępował z nami według swoich zamysłów. W naszych modlitwach czy pieśniach nierzadko pojawiają się wezwania: „weź mnie Boże", „uczyń ze mną, co chcesz", „wszystko Tobie oddać pragnę”, itp... Łatwo powiedzieć: oddaję się w czyjeś władanie, ale kiedy Bóg zaczyna wprowadzać swój scenariusz w nasze życie, zaskakuje nas to i często zaczynamy się buntować. Zapewne wiele osób pragnęłoby rozpalić swoją pobożność mocą Ducha Świętego. Ale nie mogą uwolnić się od tego nieszczęsnego pytanie: co ludzie o mnie powiedzą ? jak ja będę z tą moją religijnością wyglądał w oczach innych ? I może modląc się do Ducha Świętego, gdzieś w podświadomości dodają: „Duchu, prowadź mnie, ale tak, by nikt się ze mnie nie śmiał. Bym uchodził w otoczeniu za człowieka dalekiego od wszelkiej dewocji, wierzącego, ale religijnie powściągliwego, bo wszelka przesada religijna jest w moim otoczeniu przyjmowana z politowaniem”. Zapinamy jeden pas bezpieczeństwa, drugi, łapiemy się kurczowo jednej poręczy, drugiej i tak zabezpieczeni wołamy: a teraz, Boże, zrób ze mną co chcesz ! Tak się jednak nie da. Gdy Duch Święty zstąpił na Apostołów w dzień Pięćdziesiątnicy, wielu ludzi postrzegało ich jako pijanych. Pan Bóg nie patrząc, co powiedzą o Apostołach inni, porwał ich płomieniem swojej miłości. I ty musisz się liczyć z tym, że przyjmując Ducha Świętego, wedle ludzkiej miary być może stracisz, dla niektórych staniesz się śmieszny, a nawet będziesz narażony na męczeństwo. Nie chodzi mi wprawdzie o męczeństwo krwi, ale – jak pisał Herbert – spotka cię chłosta śmiechu. To grozi ci dziś tu, w tym kraju, wśród tych ludzi. Tu też każdego dnia trwa prześladowanie chrześcijan. Prześladowanie ironią i szyderstwem. Wielu tych prześladowań nie wytrzymuje…

piątek, 8 listopada 2013

Po co bierzmowanie ? (4)


Żeglować mocą Ducha...

Czy ty kochasz Boga ? Może w twoim życiu było już wiele chwil religijnego uniesienia, zafascynowania się Bogiem – po rekolekcjach, po obejrzeniu filmu, po głębokiej spowiedzi. Dziś dostrzegasz, że zgasły one jak słomiany ogień. Co zrobić, żeby na trwale zachwycić się Bogiem ? Najważniejsze to przyjąć Ducha Świętego, który jest nie tylko spojrzeniem, ale i zakochaniem Syna w Ojcu i Ojca w Synu. Duch Święty to taka rwąca rzeka miłości, która przepływa od Ojca do Syna i od Syna do Ojca. To jedyny strumień, który płynie w obie strony. Może i ty w swoim życiu idziesz przez gąszcz suchych modlitw, nieprzeżytych w pełni, „przestanych” mszy świętych. Zachęcam cię – wskocz w żywy, wartki nurt miłości Ducha Świętego. On porwie cię ku Ojcu, ku Synowi. Czy to oznacza, że odtąd chrześcijaństwo będzie dla ciebie spokojnym dryfowaniem bez żadnego wysiłku, bo rzeka miłości poniesie cię sama ? Na pewno nie. Duch Święty jest niezmierną mocą, rzeką płynącą do nieba, ale prosząc o Niego, ty sam musisz uklęknąć i wznieść ręce. A kiedy zstąpi na ciebie, to już wtedy wszystko będziesz mógł w Tym, który cię umacnia.


Obowiązki uczniów Jezusa (Łk 14,25-35)

„A szły z Nim wielkie tłumy. On odwrócił się i rzekł do nich:  «Jeśli kto przychodzi do Mnie, a nie ma w nienawiści swego ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr, nadto i siebie samego, nie może być moim uczniem.  Kto nie nosi swego krzyża, a idzie za Mną, ten nie może być moim uczniem.
Bo któż z was, chcąc zbudować wieżę, nie usiądzie wpierw i nie oblicza wydatków, czy ma na wykończenie?  Inaczej, gdyby założył fundament, a nie zdołałby wykończyć, wszyscy, patrząc na to, zaczęliby drwić z niego:  "Ten człowiek zaczął budować, a nie zdołał wykończyć".
Albo który król, mając wyruszyć, aby stoczyć bitwę z drugim królem, nie usiądzie wpierw i nie rozważy, czy w dziesięć tysięcy ludzi może stawić czoło temu, który z dwudziestoma tysiącami nadciąga przeciw niemu? Jeśli nie, wyprawia poselstwo, gdy tamten jest jeszcze daleko, i prosi o warunki pokoju.
Tak więc nikt z was, kto nie wyrzeka się wszystkiego, co posiada, nie może być moim uczniem.
 Dobra jest sól; lecz jeśli nawet sól smak swój utraci, to czymże ją zaprawić? Nie nadaje się ani do ziemi, ani do nawozu; precz się ją wyrzuca. Kto ma uszy do słuchania, niechaj słucha!»”
KOMENTARZ
Każdy, kto chce wejść w zażyłą więź z Bogiem, musi w swoim sercu zgodzić się na porzucenie wszystkiego, jeśli Bóg od niego tego zażąda. Jezus pragnie, aby ten, kto jest Jego uczniem, był naprawdę wolny. Wolność tę zdobywa się jednak z wielkim wysiłkiem. Jest ona często okupiona cierpieniem, bo człowiek z trudem wyzbywa się swojego egoizmu. Jeśli ktoś uważa, że można być uczniem Jezusa bez poniesienia konkretnego trudu i ofiar, ten jest w wielkim błędzie. Prawdziwi uczniowie są dla świata tym, czym sól dla pokarmów. Soli nie widać w pokarmach, ale czuje się jej smak i konserwującą moc. Utrata przez sól swoich właściwości jest symbolem zobojętnienia, któremu mogą ulec uczniowie, jeśli nie będą czuwać, aby ciągle, z coraz większym zapałem, ponad wszystko kochać Boga.