Licznik odwiedzin

czwartek, 30 stycznia 2014

"Bierzmowanie pozwala nam żyć jak prawdziwi chrześcijanie"


"Kiedy przyjmujemy w naszym sercu Ducha Świętego i pozwalamy mu działać, to sam Chrystus staje się obecny w nas i przybiera realne kształty w naszym życiu. To On będzie się poprzez nas modlił, przebaczał, wlewał nadzieję i pocieszenie, aby służyć naszym braciom, stać się bliskim dla potrzebujących i ostatnich, aby tworzyć komunię, rozsiewać pokój" - powiedział papież podczas środowej audiencji ogólnej.
Ojciec Święty kontynuując cykl katechez o sakramentach mówił o bierzmowaniu. Zaapelował, aby nie zaniedbywać tego sakramentu i troszczyć się by otrzymywała go młodzież katolicka. Papieskiej katechezy na placu św. Piotra wysłuchało ok. 15 tys. wiernych.
Drodzy Bracia i Siostry, dzień dobry!
W tej trzeciej katechezie o sakramentach zastanowimy się nad bierzmowaniem, które należy pojmować wraz z chrztem, z którym jest nierozerwalnie związany. Te dwa sakramenty, wraz z Eucharystią, tworzą wyjątkowe wydarzenie zbawcze nazywane "wtajemniczeniem chrześcijańskim" - w którym jesteśmy wszczepieni w Jezusa Chrystusa, który umarł i zmartwychwstał i stajemy się nowymi stworzeniami i członkami Kościoła. Właśnie dlatego początkowo te trzy sakramenty były sprawowane w jednym wydarzeniu, na zakończenie procesu katechumenalnego, zazwyczaj podczas Wigilii Paschalnej. W ten sposób przypieczętowywano proces kształtowania i stopniowego włączania do wspólnoty chrześcijańskiej, który mógł trwać nawet kilka lat. Czyniono krok za krokiem, aby dotrzeć do chrztu, następnie bierzmowania i Eucharystii.
Powszechnie mówi się o sakramencie "Krzyżma", słowo, które oznacza "namaszczenie". I rzeczywiście, przez olej nazywany "krzyżmem świętym" zostajemy upodobnieni, w mocy Ducha Świętego do Jezusa Chrystusa, który jest jedynym prawdziwym "namaszczonym", "Mesjaszem", "Świętym Boga". W Ewangelii czytanej na początku obecnej audiencji (Łk 4,16-21) słyszeliśmy jak Jezus czyta proroctwo Izajasza i odnosi je do siebie: Ja jestem posłany, namaszczony na tę misję.
Określenie "konfirmacja" – "umocnienie" przypomina nam, że sakrament ten przynosi wzrost łaski chrzcielnej: ściślej jednoczy nas z Chrystusem; udoskonala naszą więź z Kościołem; udziela nam specjalnej mocy Ducha Świętego do szerzenia i obrony wiary, do wyznawania imienia Chrystusa oraz do tego, by nigdy nie wstydzić się Krzyża (por. Katechizm Kościoła Katolickiego, n. 1303). Dlatego trzeba się zatroszczyć aby nasze dzieci, nasza młodzież otrzymała ten sakrament. Oczywiście wszyscy troszczymy się, żeby zostali ochrzczeni, i to dobrze. Ale może nie troszczymy się tak samo o to, by otrzymali bierzmowanie. Wówczas pozostają w pół drogi i nie otrzymują Ducha Świętego, który jest tak ważny w życiu chrześcijańskim, bo daje nam moc, byśmy szli naprzód. Pomyślmy trochę: czy rzeczywiście troszczymy się, aby nasze dzieci i młodzież otrzymała bierzmowanie? To naprawdę ważne!
Oczywiście ważne jest zapewnienie kandydatom do bierzmowania dobrego przygotowania, które powinno zmierzać, by ich doprowadzić do osobistego przylgnięcia do wiary w Chrystusa i obudzić w nich poczucie przynależności do Kościoła.
Bierzmowanie, tak jak każdy sakrament, nie jest dziełem ludzi, ale dziełem Boga, który troszczy się o nasze życie, aby nas kształtować na obraz Jego Syna, aby nas uczynić zdolnymi do miłowania, tak, jak On. Bóg czyni to wylewając swego Ducha Świętego, którego działanie przenika całą osobę i całe życie, co ukazuje się w siedmiu darach, na które zawsze wskazywała tradycja, w świetle Pisma Świętego. Nie mam zamiaru was dzisiaj pytać, czy pamiętacie jakie to są dary. Może wszyscy by to powiedzieli, ale nie jest to konieczne. Ja to powiem w waszym imieniu. Są to dary: mądrości, rozumu, rady, męstwa, umiejętności, pobożności i bojaźni Bożej. Te dary otrzymujemy od Ducha Świętego właśnie w sakramencie bierzmowania. Zamierzam im poświęcić katechezy, które nastąpią po tych obecnych, o sakramentach.
Kiedy przyjmujemy w naszym sercu Ducha Świętego i pozwalamy mu działać, to sam Chrystus staje się obecny w nas i przybiera realne kształty w naszym życiu. To On, sam Chrystus będzie się poprzez nas modlił, przebaczał, wlewał nadzieję i pocieszenie, aby służyć naszym braciom, stać się bliskim dla potrzebujących i ostatnich, aby tworzyć komunię, rozsiewać pokój. Pomyślcie jakie to ważne, że przez Ducha Świętego przychodzi sam Chrystus, aby wszystko to czynić pośród nas i dla nas. Dlatego tak ważne jest to, aby dzieci i młodzież otrzymali ten sakrament.
Drodzy bracia i siostry, pamiętajmy, że wszyscy otrzymaliśmy bierzmowanie! Pamiętajmy o tym przede wszystkim, aby dziękować Panu za ten dar, a także, by Go prosić, żeby nam pomógł żyć jako prawdziwi chrześcijanie, zawsze kroczyć z radością Ducha Świętego, który został nam dany.


środa, 22 stycznia 2014

Wolę Kościół po przejściach, niż chory z zamknięcia…



Stawiajcie na wielkie ideały. Macie mieć serca bardziej skłonne do radości, niż pogrzebowych ceremonii – apelował Papież do młodzieży. Podczas niedzielnej wizyty (19 stycznia br) w salezjańskiej parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa w Rzymie Franciszek przez czterdzieści minut odpowiadał na pytania młodych. Zachęcał, by z odwagą szli przez życie i począwszy od siebie zmieniali Kościół. A przy tym – by unikali gry w powagę.
- Ojcze Święty, powiedziałeś: „Trwajcie w radości. Nie pozwólcie sobie ukraść nadziei”. Czy mógłbyś nam dać jakieś wskazówki jak przezwyciężyć pokusę tracenia nadziei?
Papież Franciszek: Trwać w radości i nie dać sobie ukraść nadziei: to prawda i o to szczególnie powinniśmy dbać. Dlatego, że rozczarowania jest pełno w sklepach, na wyprzedażach, czyż nie? Rozczarowanie możesz kupić wszędzie, jest jak pokarm w zasięgu ręki, wręcz ci je proponują… „Ale to nie tak. To nie pasuje”, czyż nie? Strzec nadziei w chwilach mrocznych, trudnych, nie jest łatwo. To nie jest proste. Kto może ci wykraść nadzieję? Ten, co mówi: “Ależ nie, nie patrz za bardzo w przyszłość, bierz teraz. Weź teraz. Teraz zadbaj o swoje szczęście. Dalej nie ma sensu iść. Jesteś zmęczony”. To jest doświadczenie życiowe, egzystencjalne, nie? Idzie się drogą życia, ale ktoś znajduje ładny hotel i całe życie w nim zostaje: dalej nie idzie. Ileż ludzi zatrzymuje się w połowie drogi! Kiedy wam mówię “nie pozwólcie sobie ukraść nadziei”, mam na myśli: nie zostawajcie w połowie drogi. Bo inaczej spotkacie ludzi 40-, 50-letnich, których serca są bardziej gotowe na pogrzeb niż na świętowanie. Naprawdę! Co więcej, znajdziesz nie tylko 40-, 50-latków. Spotkasz młodych z sercami bardziej skłonnymi iść na pogrzeb niż świętować. I to jest pokusa. Pokusa szepce: „Daj spokój z tą nadzieją! Wszystko jest takie... Bierz to, co ci teraz potrzebne, bo życie idzie dalej”. To o tym myślę mówiąc: “Nie dajcie sobie wyrwać nadziei”, bo nadzieja jest piękną sprawą, nadzieja nie zawodzi. I nie ja to mówię. To mówi św. Paweł w Liście do Rzymian. Paweł mówi: nadzieja nie zawodzi. Masz postawić na wielkie ideały i iść naprzód! Do tego trzeba zawsze mieć – to ważne słowo – trzeba mieć pragnienie. Chłopak czy dziewczyna, który nie pragnie (ktoś z was mówił o zamkniętym sercu) – nigdy serca nie otworzy. Tym, co otwiera ci serce jest właśnie pragnienie, wola by iść naprzód, odnajdywać dalej i dalej. To znaczy rozszerzyć serce. Dziś społeczeństwu potrzeba ludzi o wielkich, szerokich sercach, czyż nie? I kiedy idziesz tą drogą z nadzieją, która nigdy nie zawodzi, to pragnieniem otwierasz, rozszerzasz serce. To jest piękne zajęcie dla młodzieży. Rozumiecie?
- Nazywam się Alessia, i chciałabym zadać takie pytanie: jak się zrodziła Twoja miłość do Boga? Czy jest coś, na czym oparłeś swoje chrześcijańskie życie?
Papież Franciszek: W tym względzie czuję się trochę biedakiem, dlatego, że nie kocham Boga, tak jak On powinien być kochany. Kocham Boga, tak jak mogę, jak umiem. Ale jestem pewny, że On mnie kocha bardziej i to mi sprawia przyjemność, to mi się podoba. Ta pewność: On mnie kocha. On pierwszy mnie ukochał, pierwszy na mnie czekał, On mi towarzyszy w drodze, idzie ze mną. On wie, co czuję: pokochał mnie jako pierwszy. Ale to też nie jest moje: to mówi Jan Apostoł. Co to znaczy miłość? Miłość to znaczy, że Bóg nas pierwszy umiłował. To jest miłość. A moja miłość do Boga, powiedziałbym, tkwi w możliwości. Próbuję pozwolić Mu, aby mnie kochał, nie zamykać drzwi. Choć, cóż, czasami je zamykam: kiedy jestem zmęczony, znużony… „Nie chcę o tym słyszeć” – to zamykanie drzwi. Próbuję właśnie nie zamykać drzwi na Jego miłość, która przychodzi. A przychodzi w wielorakich formach i na różne sposoby. On przychodzi.
- Spotkanie, które Cię Ojcze Święty zmieniło i które nosisz w sercu...
Papież Franciszek: Dla mnie doświadczeniem spotkania z Jezusem było to z pierwszego dnia wiosny – u nas, bo u was to jest jesienią: 21 września. To „dzień uczniów” (wagarowicza). Młodzi idą na spacer, ech, nie tak jest? W tym dniu też szedłem z kolegami, ale najpierw poszedłem na parafię. Miałem 17 lat. Coś czułem i chciałem się wyspowiadać. ... Chociaż chodziłem do kościoła, należałem do Akcji Katolickiej, to takie doświadczenie spotkania było czymś nowym. Wtedy poczułem, że mam zostać księdzem, nawet jeśli potem minęło kilka lat zanim wstąpiłem do seminarium. To było najgłębsze doświadczenie spotkania. Więc kiedy czujesz, że dzieje się coś nowego, coś czego wcześniej nie było…, sprawa, którą Pan cię dotyka… słuchaj Go! Bo to Pan, który Cię wzywa! W tych dniach na Mszy czytaliśmy historię małego Samuela, chłopca w wieku 12-13-14 lat. Kiedy spał, słyszał, że go wołali. Myślał, że to może wołał go kapłan, któremu służył, który był w podeszłym wieku. On zdał sobie potem sprawę, że to był Pan. Pan woła poprzez okoliczności, przez wydarzenia, przez historie – puka do drzwi. Bądźcie czujni, gdy pukają do drzwi waszego serca. Wiecie, że Pan robi takie rzeczy? Trzeba być czujnym na to, co dociera do mojego serca. Czy moje serce to droga, którą przechodzą różności, a ja sobie z tego nie zdaję sprawy? To nie jest dobre. Ja nauczyłem się rozumieć i znać to, co dzieje się w moim sercu: to jest pierwszy krok. Potem ktoś odkryje, że to być może Pan puka ci do drzwi.
- Ojcze Święty, jak możemy ci pomóc odnowić Kościół, aby był bardziej radosny i misyjny? Czego się od nas oczekuje? Co możemy zrobić?
Papież Franciszek: “Odnowić Kościół”: to trudne słowo. Starzy teologowie – starożytni, średniowieczni – mawiali, że Kościół zawsze powinien się odnawiać, reformować. To jest stałe zadanie. My wszyscy mamy go odnawiać. Ale o co chodzi? O pociągnięcie pędzlem z farbą, żeby był ładniejszy? Nie, nie, nie: o odnowienie go od środka. Jednak nie dam rady odnowić Kościoła, jeśli się w to nie zaangażuję. „Farbą jestem ja” – to sobie wszyscy musimy powiedzieć. Każdy z nas musi powiedzieć: „Jaką farbą upiększamy Kościół? – Ja jestem tą farbą. Co więc zrobię, żeby Kościół był wierniejszy swojej misji?” Co możemy zrobić, czego się od nas oczekuje? Młodym w Rio de Janeiro mówiłem: zróbcie raban. Wiecie, że świetnie potrafią to robić? Trzeba się ruszyć, ruszyć się. Kiedyś, wiele lat temu, zostałem zaproszony z konferencją przez grupę młodych, którzy chcieli odnowić Kościół. Nie mówili tego, ale byli pewni, że w ten sposób dadzą radę odnowić Kościół. Najpierw poprosili o Mszę. Tylko męskie grono, żadnych kobiet: one są “gorszej jakości”! Sami mężczyźni i tak myśleli... Wszyscy poważni... A na Mszy wszyscy ze złożonymi, wręcz sklejonymi rękami, sztywni. W pewnej chwili pomyślałem, że mam przed sobą posągi, a nie ludzi. A oni mówili: Nie, musimy robić tak a tak”… Mieli gotową receptę. Biedacy, wszyscy kiepsko skończyli. (śmiech, oklaski). Dlatego, poważne podejście do sprawy to nie gra w powagę. To oznacza radość, modlitwę, szukanie Pana, czytanie Słowa Bożego, także świętowanie. To jest chrześcijańska powaga. Człowiek młody, który się nie uśmiecha, który nie robi choć trochę rabanu, za wcześnie się zestarzał.
- Ojcze Święty, wielu z nas chciałoby odkryć wolę Bożą w naszym życiu, nasze powołanie. Co byś nam poradził? Jak możemy to zrobić bez lęku, że siebie kładziemy na szali?
Papież Franciszek: Cóż, drogę w życiu znajduje się idąc. Gdy będziesz siedział w domu, to nigdy drogi nie znajdziesz. Musisz opuścić samego siebie i zacząć iść. Pan w drodze ci powie, gdzie cię chce mieć, gdzie chce, abyś był. Powie to. Ale zamknięty w domu – a mówiąc „w domu” mam na myśli: w twoim egoizmie, w twoich wygodach…; w tym nigdy swego powołania nie znajdziesz. Jakie tu będzie twoje powołanie? Powołanie egoizmu: praca dla samego siebie, dla własnej przyszłości, tylko dla siebie. To będzie powołaniem. A jak skończysz? Źle. Chcesz odnaleźć wolę Bożą, swoje miejsce w życiu? Rusz w drogę. Ktoś powie: „Ależ jest tyle niebezpieczeństw…” . Tak. W drodze można wiele razy zbłądzić. Wiele pomyłek czeka na tych, którzy w życiu idą. Ale gorsze są pomyłki pozostających w zamknięciu. Człowiek, który jest zamknięty, czy zamknięta wspólnota zaczyna chorować, choruje na zamknięcie. Wchodziliście kiedyś do pomieszczeń, co przez miesiące nie były otwierane? Kiedy je otwierasz czuć stęchlizną, zamknięciem… taka jest i dusza ludzi zamkniętych. Chorują. A ci, którzy ruszają w drogę? Cóż, im też może się przytrafić to, co się zdarza idącym: wypadek. Ale ja tysiąc razy wolę Kościół po wypadkach, po przejściach, niż Kościół chory z zamknięcia. Czy to jest jasne? (brawa). I jeszcze słowo: jak możemy wybrać powołanie bez lęku? Nie bójcie się, to jest prawdziwe. Nie mogę powiedzieć, że nie będziecie odczuwać lęku. Lęk przychodzi, czuje się go. Ale bądźcie odważni i idźcie naprzód. Nie bójcie się lękać: bo lęk przychodzi.
- Papieżu Franciszku, w świecie, w którym ten, kto żyje Ewangelią idzie praktycznie pod prąd, jak Twoim zdaniem możemy dawać przykład tym, którzy nie znają Chrystusa? Jak wprowadzać Pana w codzienne życie?
Papież Franciszek: Kto żyje Ewangelią idzie pod prąd? To prawda. To jest prawda. Dlatego, że propozycje, jakie dziś otrzymujesz, rodzą się z egoizmu, z konsumizmu, z hedonizmu... z wielu rzeczy. I jeżeli chcę żyć Ewangelią i robić to, co wy robicie (iść do ubogich, pomagać bliźnim) to owszem, to jest pójście pod prąd! Jezus szedł pod prąd: dlatego skończył tak jak skończył. To jest jasne?
“Jak dawać przykład tym, którzy nie znają Chrystusa i iść pod prąd”: cóż, ktoś z was jak słyszałem, że mówił o Papieżu Benedykcie, o „nie” dla prozelityzmu, o fascynacji, świadectwie dla życia Ewangelią. Nie jesteśmy drużyną ani klubem piłkarskim, abyśmy robili nabór członków i stowarzyszonych… „Idziesz i ty? No, chodź z nami!”. Nie: niech przemówi Pan. Ja daję moje świadectwo, każdy z nas daje swoje świadectwo. „Ależ Ojcze, ja jestem grzesznikiem…” Wszyscy jesteśmy grzesznikami. Jednak naprzód, dlatego, że Jezus jest z nami, On dla nas przyszedł. Jeśli ktoś z nas czuje się sprawiedliwy, to Jezus dla niego nie przyszedł.
- Papieżu Franciszku, jak młody człowiek może otworzyć swe serce by pozwolić się Bogu kochać i kochać drugich, kiedy własne serce zamykają rany przeżytych doświadczeń?
Papież Franciszek: To jest trudne pytanie. Ponieważ kiedy ktoś zaczyna myśleć o swoim życiu i jakoś je układać, to odnajduje rany: trudne, ukryte… One są. Nie u wszystkich, ale u niektórych są. Nie bójcie się nazywać swoich ran. To robi się w dialogu: w dialogu z kimś, kto ci pomoże, z ojcem duchowym, z duchową siostrą, z kimś świeckim, starszym, który może ci pomóc i jest dość roztropny, by dobrze ci doradzić. Ale nazywajcie swoje rany, swoje siniaki, określcie je: „Tego nabawiłem się po tym uderzeniu, tamtego po innym…” Dlatego, że serce, dusza wszystko rejestrują i zamykają się, aby uniknąć kolejnych ciosów. Rany leczy się w sposób jasny, ale najpierw trzeba je nazwać: z czułością, z akceptacją miłości. To jest droga.
W ten sposób mogę kochać i szukać kogoś bardziej zranionego niż ja. Bo wszyscy mamy rany. I powinniśmy pozwalać, aby życie, aby Pan, aby bracia i siostry, by wspólnota je leczyli. To otwiera serce i dzięki temu nie boimy się iść naprzód. Lubię patrzeć dziś na Kościół – w tym kontekście – jak na szpital polowy: jest wielu rannych ludzi, także poranionych przez nas, katolików. Naszymi postawami może zbyt klerykalnymi… nie wiem, ale zranionymi przez nas, naszym brakiem świadectwa. Dzisiaj Kościół – tak myślę, może to trochę przesada, ale jednak – jest jak szpital polowy. Po bitwie idziesz do takiego szpitala i znajdujesz wielu rannych ludzi. Nie pytasz ich: „Proszę mi powiedzieć, jaki ma pan poziom cholesterolu?” Idziesz opatrywać rany. A kiedy rana się zagoi, wtedy możesz się zapytać o poziom cholesterolu. Czy to jest jasne? Leczmy rany i pozwólmy, aby inni nam je leczyli.
Dziękuję wam za to, co robicie: nie bójcie się. Idźcie naprzód. Mówiłeś o „pobrudzeniu rąk”: tak. Kto zawsze jest czysty, to dlatego, że nie idzie. Kto idzie – brudzi się z tej, czy drugiej strony; czy fizycznie, czy duchowo się pobrudzi. Nie bójcie się: Pan wszystkich nas oczyszcza. Idźmy naprzód!

sobota, 11 stycznia 2014

Po co bierzmowanie ? (6)


Dawać świadectwo.
Na spotkaniu z młodzieżą całego świata w Częstochowie w sierpniu 1991 r. Ojciec Święty powiedział: „Drodzy młodzi przyjaciele ! Macie być świadkami wiernymi i odważnymi tych wielkich rzeczy, które uczynił wam Bóg w waszych środowiskach, wśród rówieśników, we wszystkich okolicznościach życia.”.
Przypomniały mi się te słowa, gdy słuchałem historii, jaką opowiadał mi pewien ksiądz. Podczas spotkania z grupą młodzieży ktoś podjął temat czystości przedślubnej. Młodzież zaczęła atakować księdza, że to nie do zrealizowania, że to anachronizm, że już nikt się do tego nakazu nie stosuje. Ksiądz wysuwał argumenty za, mówił, że sam zna wielu ludzi, którzy walczą o czystość w narzeczeństwie. Młodzi jednak nie dawali za wygraną: - Proszę księdza, oni tylko tak mówią, bo boją się księdzu przyznać, że współżyją. Dziś nie ma już takich, którzy by czekali na noc poślubną. I kiedy księdzu zaczęło brakować argumentów, z końca Sali odezwał się głos: - Są jeszcze tacy ! Wszyscy odwrócili się i zobaczyli chłopaka i dziewczynę stojących obok siebie, trzymających się za ręce. Ksiądz ich znał, - byli jego parafianami.
Dziękuję wam, bardzo mi pomogliście – mówił do nich później.
- Proszę księdza, sami nie wiemy, jak to się stało – wyznali skromnie. – Może to, że byliśmy razem, dodało nam odwagi.
To bardzo ważne – razem modlić się do Ducha Świętego. Bo gdzie są dwaj, albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem pośród nich –mówi Chrystus. Tam jest Duch Chrystusa. W modlitwie o Ducha Świętego bardzo ważna jest wspólnota. Natchniony autor, opisując wieczernik, w którym Apostołowie wraz z Maryją trwali na modlitwie, używa jednego charakterystycznego słowa: zgromadzeni modlili się jednomyślnie. Nie wystarczy modlić się w grupie – trzeba modlić się jednomyślnie, w tej samej intencji.
Druga ważna cecha modlitwy do Ducha Świętego, to bezwarunkowość. Nie stawiajmy Mu żadnych warunków, nie mówmy: Zstąp, ale... Trzeba zdobyć się na odwagę i prosić:
Zstąp Duchu Święty i czyń w moim życiu, co chcesz. Uczyń mnie prawdziwym sługą mego Pana, Jezusa Chrystusa.
Ważne jest i to, by modlitwa płynęła prosto z twojego serca, by była taka, jaki jesteś ty. Jesteś wesoły – niech twoja modlitwa będzie radosna. Przeżywasz kłopoty – niech twój smutek będzie w twojej modlitwie. Twoja modlitwa nie musi być językowym dziełem sztuki i lśnić elegancją stylu. Spróbuj porozmawiać z Bogiem swoim językiem. Może Bogu powie więcej o tobie łza płynąca po twarzy, napisany przez ciebie wiersz, zaśpiewana piosenka... Może Bóg już od lat czeka na takie nieoficjalne spotkanie z tobą !