Licznik odwiedzin

piątek, 28 marca 2014

Po co bierzmowanie ? (10)

Spojrzeć Jezusowi w oczy
W swoim poprzednim rozważaniu postawiłem pytanie: czy widzisz Jezusa ? Czy widzisz Go wśród księży, nabożeństw, kościołów, obrazów, religijnych książek. Jeśli nie, to twoja religijność będzie taka na siłę, taka sztuczna.
Ale Jezusa nie wystarczy tylko widzieć oczami wiary. Nie wystarczy na Niego popatrzeć. Ale – i to jest bardzo ważne – trzeba spojrzeć Mu w oczy. Bo patrzeć komuś w oczy, to zaglądać w jego wnętrze i pozwalać zajrzeć w swoje. Obcemu człowiekowi na to nie pozwalamy. Pamiętamy chyba wszyscy, jak w dzieciństwie mama, pytając nas, nakazywała często: „Patrz mi się w oczy. Byłeś dzisiaj na wagarach ? Odpowiadaj, ale patrz mi w oczy !” Bo oczy mówią prawdę o tym, co człowiek ma w sercu.
Przy okazji podzielę się pewną refleksją. Od lat dziwi mnie to bardzo, że kiedy narzeczeni składają sobie przysięgę małżeńską, często nie patrzą sobie w oczy. Stoją naprzeciwko siebie, wypowiadają takie ważne słowa i patrzą w ziemię, gdzieś na ręce związane stułą.
Ludzie pytają niekiedy: co to jest modlitwa ? Otóż w istocie jest to spojrzenie Jezusowi w oczy. Chodzi mi, oczywiście, o duchowe spojrzenie. Bo można do Jezusa mówić wiele słów i nigdy nie patrzeć Mu w oczy. Nie chcemy Mu pokazać swojego serca. Wiemy, że nie wszystko jest w nim piękne i czyste. I dlatego prosimy o dar Ducha Świętego. To On niejako stwarza nas na nowo, czyni pięknymi duchowo. I zawsze będziemy mogli z ufnością spojrzeć Jezusowi w oczy i powiedzieć: jestem Twoim dzieckiem. Może słabym, może uwikłanym w różne sprawy, ale Twoim dzieckiem. I wiem, Chryste, że Ty mnie nigdy nie opuścisz.


Po co bierzmowanie ? (9)

Panie, abym przejrzał...
Zawsze, kiedy czytałem Nowy Testament, niepokoiły mnie teksty dotyczące widzenia i słyszenia. Jezus mówił do Żydów wprost: macie oczy, ale nie widzicie, macie uszy, ale nie słyszycie. Jak to wygląda w praktyce, można dostrzec w historii uczniów idących do Emaus. Cały dzień wędrowali z Jezusem i Go nie rozpoznali. A poza tym uświadomili sobie, że słuchając całymi miesiącami nauk Jezusa, zachwycając się nimi, w istocie niewiele z nich zrozumieli.
Te słowa Jezusa, to pouczające wydarzenie, powinny zmobilizować nas do postawienia sobie pytań: a może ja też nie widzę Jezusa ? Może On przechodzi tuż obok, a ja Go zupełnie nie rozpoznaję ? Dlaczego siostry klauzurowe zamykają się na całe życie za kratą, modlą się niekiedy całymi nocami, a ja mam kłopoty z kilkuminutowym pacierzem ? A może one kogoś widzą, kogo ja nie dostrzegam ? A może chodziłem całe lata na katechezę i nic nie zrozumiałem ? A może nie umiem patrzeć dalej ? Widzę księdza, kościół, Pismo Święte, święty obraz, słucham wielu pobożnych słów, ale samego Jezusa w tym wszystkim nie widzę. Może dlatego wszystko w mej religijności idzie tak na siłę, z musu. Apostołowie przez trzy lata oglądali Jezusa, ale Go nie widzieli i nie słyszeli. Widzieli swoje plany, jakie wiązali z osobą Mesjasza. Słyszeli przede wszystkim wewnętrzny głos swoich pragnień: jak Jezus zasiądzie na tronie – ależ my przy Nim karierę zrobimy ! A potem nastąpił szok Golgoty. Zdumienie Emaus. Szokująca radość spotkań z Jezusem zmartwychwstałym. Aż wreszcie dzień zesłania Ducha Świętego, kiedy to oczy otworzyły sie im do końca. Każdy z nas przechodzi podobną drogę. Uczymy się przed pierwszą komunią biblijnych historii, kochamy naszą siostrę czy panią katechetkę i mamy same piątki z religii. A potem pojawia się tyle pytań, grzech staje się taki atrakcyjny i już ta Bozia nie taka pociągająca. Może to właśnie znak, że nadszedł czas na zesłanie Ducha Świętego ? Może to znak, że bierzmowanie jest właśnie teraz tak bardzo potrzebne ? Że czas otworzyć oczy ?

Po co bierzmowanie ? (8)

Dar mądrości, czyli babcia i skin
W dzisiejszym świecie powszechną stała się opinia, że prawdziwą siłą, którą można pokonać drugiego człowieka, są pieniądze, znajomości, układy albo po prostu siła pięści. Niestety, w dużym stopniu jest to prawda.
Czy rzeczywiście prawdziwa mądrość straciła swą wartość, przestała być siłą ? Choć sukcesy zła są niekiedy tak spektakularne, to nie wolno nam zapomnieć, że Bóg nieodwracalnie zwyciężył zło. On jest obrońcą wszystkich, którzy Mu ufają. Bogu jednak nie zależy na rozgłosie, On nie manifestuje na pokaz swojej siły. Jest obrońcą cichym, ale skutecznym, zaś swoim owieczkom jako tarczą daje dar mądrości.
Pewnego dnia do miejskiego autobusu wsiadła grupa agresywnych młodzieńców. Jeden z nich rozejrzał się po autobusie, w którym wszystkie miejsca siedzące były zajęte, głównie przez starszych ludzi i powiedział zaczepnie:
- Szkoda, że nie ma takiego proszku, że jakby tak sypnąć trochę, to by te staruchy poumierały i byłoby gdzie usiąść.
Wszyscy milczeli, bojąc się, że ta zaczepka to wstęp do jakiejś większej awantury. I wtedy właśnie rozległ się głos przygarbionej staruszki w nieco śmiesznym kapelusiku z minionej epoki. Patrząc prosto w oczy pomysłowemu młodzieńcowi, powiedziała spokojnie:
- Nie martw się młody człowieku. Jak ty będziesz stary, to na pewno już taki proszek wymyślą.
Cały autobus wybuchnął śmiechem. On zaś, nie kryjąc swojej wściekłości, krzyknął tylko: „Wysiadamy, panowie !”, i gdy kierowca otworzył drzwi, wyskoczył z niego pierwszy.
Psalm 44 mówi: Nie zaufałem mojemu łukowi ani mój miecz mnie nie ocalił; lecz Ty nas wybawiłeś od wrogów i zawstydziłeś tych, co nas nienawidzą.
Nie raz przyjdzie się nam w życiu bronić, uciekać z zastawionej na nas pułapki. To właśnie Duch Święty obdarowuje nas w sakramencie bierzmowania mądrością, której świat nigdy nie pokona. Wystarczy popatrzeć na świętych. Dzieje Apostolskie mówią, że kiedy najwięksi mędrcy Izraela pozwali przed sąd Szczepana, to nie mogli sprostać mądrości i Duchowi, z którego natchnienia przemawiał. Może to, że tyle osób wokół nas gubi się w życiu, daje się nabrać oszustom, wpada w duchowe pułapki, bierze się stąd, że nie pielęgnują w sobie Bożego daru mądrości, jaki daje sakrament bierzmowania. On jest bowiem naszą potężną tarczą w walce ze złem, w walce o piękne, sensowne, Boże życie.

poniedziałek, 10 marca 2014

ORĘDZIE OJCA ŚWIĘTEGO FRANCISZKA NA WIELKI POST 2014 ROKU

Stał się ubogim, aby wzbogacić nas swoim ubóstwem (2 Kor 8, 9).
Drodzy Bracia i Siostry!
W czasie Wielkiego Postu chcę podzielić się z wami kilkoma refleksjami, które mogą wam być pomocne na drodze nawrócenia osobistego i wspólnotowego. Punktem wyjścia niech będą słowa św. Pawła: „Znacie przecież łaskę Pana naszego Jezusa Chrystusa, który będąc bogatym, dla was stał się ubogim, aby was ubóstwem swoim ubogacić” (2Kor 8,9). Apostoł zwraca się do chrześcijan Koryntu, zachęca ich, aby szczodrze dopomogli wiernym w Jerozolimie, którzy są w potrzebie. Co mówią nam, współczesnym chrześcijanom, te słowa św. Pawła? Co znaczy dla nas dzisiaj wezwanie do ubóstwa, do życia ubogiego w rozumieniu ewangelicznym?
1. Łaska Chrystusa
Słowa te mówią nam przede wszystkim, jaki jest styl Bożego działania. Bóg nie objawia się pod postaciami światowej potęgi i bogactwa, ale słabości i ubóstwa: „będąc bogatym, dla was stał się ubogim...”. Chrystus, odwieczny Syn Boży, mocą i chwałą równy Ojcu, stał się ubogi; wszedł między nas, stał się bliski każdemu z nas; obnażył się, „ogołocił", aby stać się we wszystkim podobny do nas (por. Flp 2,7; Hbr 4,15). Wcielenie Boże to wielka tajemnica! Ale źródłem tego wszystkiego jest Boża miłość, miłość, która jest łaską, ofiarnością, pragnieniem bliskości, i która nie waha się poświęcić i złożyć w darze samej siebie dla dobra umiłowanych stworzeń. Kochać znaczy dzielić we wszystkim los istoty kochanej. Miłość czyni podobnym, ustanawia równość, obala mury i usuwa dystans. To właśnie Bóg uczynił dla nas. Jezus przecież „ludzkimi rękami wykonywał pracę, ludzkim umysłem myślał, ludzką wolą działał, ludzkim sercem kochał. Zrodzony z Maryi Dziewicy stał się prawdziwie jednym z nas, podobny do nas we wszystkim z wyjątkiem grzechu” (Sobór Wat. II, Konst.  duszpast.  Gaudium et spes, 22).
Jezus stał się ubogi nie dla ubóstwa samego w sobie, ale — jak pisze św. Paweł — po to, „aby was ubóstwem swoim ubogacić”. To nie jest gra słów czy tylko efektowna figura retoryczna! Przeciwnie, to synteza Bożej logiki, logiki miłości, logiki Wcielenia i Krzyża. Bóg nie chciał, by zbawienie spadło na nas z wysoka, niczym jałmużna udzielona przez litościwego filantropa, który dzieli się czymś, co mu zbywa. Nie taka jest miłość Chrystusa! Kiedy Jezus zanurza się w wodach Jordanu i przyjmuje chrzest z rąk Jana Chrzciciela, nie dlatego to czyni, że potrzebuje pokuty czy nawrócenia; czyni to, aby stanąć pośród ludzi potrzebujących przebaczenia, pośród nas grzeszników, i wziąć na swoje barki brzemię naszych grzechów. Taką wybrał drogę, aby nas pocieszyć, zbawić, uwolnić od naszej nędzy. Zastanawiają nas słowa Apostoła, że zostaliśmy wyzwoleni nie przez bogactwo Chrystusa, ale przez Jego ubóstwo. A przecież św. Paweł dobrze zna „niezgłębione bogactwo Chrystusa” (Ef 3,8), „dziedzica wszystkich rzeczy” (por. Hbr 1,2).
Czym zatem jest ubóstwo, którym Jezus nas wyzwala i ubogaca? Jest nim właśnie sposób, w jaki Jezus nas kocha, w jaki staje się naszym bliźnim, niczym Dobry Samarytanin, który pochyla się nad półżywym człowiekiem, porzuconym na skraju drogi (por. Łk 10,25 nn). Tym, co daje nam prawdziwą wolność, prawdziwe zbawienie i prawdziwe szczęście, jest Jego miłość współczująca, tkliwa i współuczestnicząca. Chrystus ubogaca nas swoim ubóstwem przez to, że staje się ciałem, bierze na siebie nasze słabości, nasze grzechy, udzielając nam nieskończonego miłosierdzia Bożego. Ubóstwo Chrystusa jest Jego największym bogactwem: Jezus jest bogaty swoim bezgranicznym zaufaniem do Boga Ojca, swoim bezustannym zawierzeniem Ojcu, bo zawsze szuka tylko Jego woli i Jego chwały. Jest bogaty niczym dziecko, które czuje się kochane, samo kocha swoich rodziców i ani na chwilę nie wątpi w ich miłość i czułość. Bogactwo Jezusa polega na tym, że jest Synem. Jedyna w swoim rodzaju więź z Ojcem to najwyższy przywilej tego ubogiego Mesjasza. Jezus wzywa nas, byśmy wzięli na siebie Jego „słodkie jarzmo”, to znaczy byśmy wzbogacili się Jego „bogatym ubóstwem” albo „ubogim bogactwem”, byśmy wraz z Nim mieli udział w Jego Duchu synowskim i braterskim, stali się synami w Synu, braćmi w pierworodnym Bracie (por. Rz 8,29).
Znane jest powiedzenie, że jedyny prawdziwy smutek to nie być świętym (L. Bloy); moglibyśmy też powiedzieć, że istnieje jedna tylko prawdziwa nędza: nie żyć jak synowie Boga i bracia Chrystusa.
2. Nasze świadectwo
Moglibyśmy pomyśleć, że taka „droga” ubóstwa była odpowiednia dla Jezusa, my natomiast, którzy przychodzimy po Nim, możemy zbawić świat odpowiednimi środkami ludzkimi. Tak nie jest. W każdym czasie i miejscu Bóg nadal zbawia ludzi i świat poprzez ubóstwo Chrystusa, bo On staje się ubogi w sakramentach, w Słowie i w swoim Kościele, który jest ludem ubogich. Bogactwo Boga nie może się udzielać poprzez nasze bogactwo, ale zawsze i wyłącznie poprzez nasze ubóstwo, osobiste i wspólnotowe, czerpiące moc z Ducha Chrystusa.
Na wzór naszego Nauczyciela jesteśmy jako chrześcijanie powołani do tego, aby dostrzegać różne rodzaje nędzy trapiącej naszych braci, dotykać ich dłonią, brać je na swoje barki i starać się je łagodzić przez konkretne działania. Nędza to nie to samo co ubóstwo; nędza to ubóstwo bez wiary w przyszłość, bez solidarności, bez nadziei. Możemy wyróżnić trzy typy nędzy. Są to: nędza materialna, nędza moralna i nędza duchowa. Nędza materialna to ta, którą potocznie nazywa się biedą, i która dotyka osoby żyjące w warunkach niegodnych ludzkich istot, pozbawione podstawowych praw i dóbr pierwszej potrzeby, takich jak żywność, woda, higiena, praca, szanse na rozwój i postęp kulturowy. W obliczu takiej nędzy Kościół spieszy ze swoją posługą, ze swoją diakonią, by zaspokajać potrzeby i leczyć rany oszpecające oblicze ludzkości. W ubogich i w ostatnich widzimy bowiem oblicze Chrystusa; miłując ubogich i pomagając im, miłujemy Chrystusa i Jemu służymy. Nasze działanie zmierza także do tego, aby na świecie przestano deptać ludzką godność, by zaniechano dyskryminacji i nadużyć, które w wielu przypadkach leżą u źródeł nędzy. Kiedy władza, luksus i pieniądz urastają do rangi idoli, stawia się je ponad nakazem sprawiedliwego podziału zasobów. Trzeba zatem, aby ludzkie sumienia nawróciły się na drogę sprawiedliwości, równości, powściągliwości i dzielenia się dobrami.
Nie mniej niepokojąca jest nędza moralna, która czyni człowieka niewolnikiem nałogu i grzechu. Ileż rodzin żyje w udręce, bo niektórzy ich członkowie — często młodzi — popadli w niewolę alkoholu, narkotyków, hazardu czy pornografii! Iluż ludzi zagubiło sens życia, pozbawionych zostało perspektyw na przyszłość, utraciło nadzieję! I iluż ludzi zostało wepchniętych w taką nędzę przez niesprawiedliwość społeczną, przez brak pracy, odbierający godność, jaką cieszy się żywiciel rodziny, przez brak równości w zakresie prawa do wykształcenia i do ochrony zdrowia. Takie przypadki nędzy moralnej można słusznie nazwać zaczątkiem samobójstwa. Ta postać nędzy, prowadząca także do ruiny ekonomicznej, wiąże się zawsze z nędzą duchową, która nas dotyka, gdy oddalamy się od Boga i odrzucamy Jego miłość. Jeśli sądzimy, że nie potrzebujemy Boga, który w Chrystusie wyciąga do nas rękę, bo wydaje się nam, że jesteśmy samowystarczalni, wchodzimy na drogę wiodącą do klęski. Tylko Bóg prawdziwie zbawia i wyzwala.
Ewangelia to prawdziwe lekarstwo na nędzę duchową: zadaniem chrześcijanina jest głosić we wszystkich środowiskach wyzwalające orędzie o tym, że popełnione zło może zostać wybaczone, że Bóg jest większy od naszego grzechu i kocha nas za darmo i zawsze, że zostaliśmy stworzeni dla komunii i dla życia wiecznego. Bóg wzywa nas, byśmy byli radosnymi głosicielami tej nowiny o miłosierdziu i nadziei! Dobrze jest zaznać radości, jaką daje głoszenie tej dobrej nowiny, dzielenie się skarbem, który został nam powierzony, aby pocieszać strapione serca i dać nadzieję wielu braciom i siostrom pogrążonym w mroku. Trzeba iść śladem Jezusa, który wychodził naprzeciw ubogim i grzesznikom niczym pasterz szukający zaginionej owcy, wychodził do nich przepełniony miłością. Zjednoczeni z Nim, możemy odważnie otwierać nowe drogi ewangelizacji i poprawy ludzkiej kondycji.
Drodzy bracia i siostry, niech w tym czasie Wielkiego Postu cały Kościół będzie gotów nieść wszystkim, którzy żyją w nędzy materialnej, moralnej i duchowej, gorliwe świadectwo o orędziu Ewangelii, którego istotą jest miłość Ojca miłosiernego, gotowego przygarnąć w Chrystusie każdego człowieka. Będziemy do tego zdolni w takiej mierze, w jakiej upodobnimy się do Chrystusa, który stał się ubogi i ubogacił nas swoim ubóstwem. Wielki Post to czas ogołocenia: dobrze nam zrobi, jeśli się zastanowimy, czego możemy się pozbawić, aby pomóc innym i wzbogacić ich naszym ubóstwem. Nie zapominajmy, że prawdziwe ubóstwo boli: ogołocenie byłoby bezwartościowe, gdyby nie miało wymiaru pokutnego. Budzi moją nieufność jałmużna, która nie boli.
Duch Święty, dzięki któremu jesteśmy „jakby ubodzy, a jednak wzbogacający wielu, jako ci, którzy nic nie mają, a posiadają wszystko” (2 Kor 6,10), niech utwierdza nas w tych postanowieniach, niech umacnia w nas wrażliwość na ludzką nędzę i poczucie odpowiedzialności, abyśmy stawali się miłosierni i spełniali czyny miłosierdzia. W tej intencji będę się modlił, aby każdy wierzący i każda społeczność kościelna mogli owocnie przeżyć czas Wielkiego Postu, proszę was też o modlitwę za mnie. Niech Chrystus wam błogosławi, a Matka Boża ma was w swojej opiece.


środa, 5 marca 2014

Środa Popielcowa

Środą Popielcową rozpoczynamy się w życiu Kościoła kolejny, nowy okres
roku liturgicznego - Wielki Post. Obrzędem posypania głów popiołem, liturgia Kościoła przypomina nam skąd pochodzimy i dokąd wrócimy. I już na samym początku tego okresu Bóg stawia nas wobec podwójnego wyboru: Patrz! Kładę dziś przed tobą życie i szczęście, śmierć i nieszczęście (Pwt 30,15). Masz tylko dwie drogi człowieku: albo życie w szczęściu i radości, albo wszystkie nieszczęścia wiecznej śmierci - potępienie. Do ciebie należy wybór: życie, czy śmierć; szczęście, czy nieszczęście? I ty sam poniesiesz wszelkie konsekwencje tego swojego wyboru. Od ciebie, więc zależy czy dojdzie cię „błogosławieństwo”, czy też „przekleństwo”. Pan Bóg, znając nas i nasze potrzeby, radzi: Wybierajcie więc życie, abyście żyli wy i wasze potomstwo (Pwt 30,19b). Z tym zaś wiąże się przede wszystkim umiłowanie Boga i bliźniego. Wybór Jego dróg. Ochotne wypełnianie przykazań Jego Przymierza, które przez Mojżesza zawarł z nami na Synaju. Ale jest to także gwarancja Bożego błogosławieństwa, czyli szczęście wiecznego przebywania z Nim w niebie.

Atmosfera tej uroczystości przesiąknięta jest zapachem... popiołu. Nie da się tego ukryć. Tradycja ma swoje prawo, choć są i tacy, którzy twierdzą że to przeżytek, muzealny relikt ludowej pobożności, pozostałość średniowiecznych zwyczajów... Woleliby dzisiaj słyszeć o życiu, o radości, o zwycięstwie itp. Szkoda, że nie zdają sobie sprawy, że szczypta popiołu układa się właśnie po linii życia, a nie śmierci. Nie wolno nam w żadnym momencie zapominać o prawdzie, którą tak pięknie wyraża jedna z antyfon mszalnych: „Ty, Panie, kochasz wszystko, co istnieje i nie pogardzasz tym, co stworzyłeś”.

„Pamiętaj, że jesteś prochem...” - to przecież nic innego jak wskazanie na substancję pierwotną, na konieczność powrotu do korzeni, do źródeł, do materii, z której jesteśmy stworzeni. To Bóg jako pierwszy nie akceptuje słabości (tej, która zniekształciła pierwotny obraz człowieka stworzonego przecież na obraz i podobieństwo Boże) i nie godzi się na to, by człowiek pozostał „prochem”. Jeśli człowiek nim pozostaje, to tylko z własnego wyboru. Człowiek-proch, to człowiek, który oddalił się od Boga, odrzucił dialog z Nim i skierował się na drogę, która prowadzi ku śmierci... Czyli sam się skazał na bycie niczym.

Bóg zaprasza do odrodzenia. Zdaje się przekonywać: pamiętaj, że jesteś prochem, ale możesz obrócić się ku Bogu, który jest nieustannym źródłem życia! Bylebyś chciał, już teraz, już dziś…