Licznik odwiedzin

piątek, 25 grudnia 2015

Bóg się rodzi...!!!

Betlejem – znaczy tyle, co Dom Chleba.

Niech Twoje serce stanie się Betlejem dla przychodzącego Jezusa –Chleba Żywego.

Niech Boże Narodzenie będzie czasem odkrycia na nowo Bożej Miłości i spotkaniem z Jezusem w drugim człowieku.

Niech Boża Dziecina błogosławi Ci w Nowym 2016 Roku.

 Pamiętam o Tobie przy żłóbku!


środa, 9 grudnia 2015

Papież Franciszek zainaugurował Jubileuszowy Rok Miłosierdzia

Wczoraj, uroczystą Mszą na Placu św. Piotra Papież zainaugurował w Kościele Nadzwyczajny Rok Jubileuszowy Miłosierdzia. W homilii podkreślił, że jest to czas szczególnej łaski, w którym jesteśmy wezwani do odkrycia głębi miłosierdzia Ojca, przyjmującego wszystkich i osobiście wychodzącego każdemu na spotkanie.
Na początku Franciszek nawiązał do najważniejszego gestu dnia, czyli otwarcia Drzwi Świętych. Nastąpił on tuż po zakończeniu liturgii Eucharystii. Ojciec Święty podkreślił, że jest on zarówno prosty, jak i bardzo symboliczny, zwłaszcza w świetle usłyszanego słowa Bożego, które stawia na pierwszy plan prymat łaski. Wyraźnie słychać to w pozdrowieniu, które anioł Gabriel skierował do młodej dziewczyny, zaskoczonej i niedowierzającej, wskazując na tajemnicę, która Ją obejmie: „Bądź pozdrowiona, pełna łaski” (Łk 1, 28). Nawiązał tym samym do obchodzonej dziś w Kościele uroczystości maryjnej.
„Święto Niepokalanego Poczęcia wyraża wielkość miłości Boga. Jest On nie tylko tym, który przebacza winę, ale w Maryi posuwa się aż do zapobieżenia grzechowi pierworodnemu, jaki każdy człowiek niesie ze sobą przychodząc na świat. To miłość Boga zapobiega, uprzedza i zbawia. Początek historii grzechu w ogrodzie Eden rozstrzyga się w planie zbawczej miłości. Słowa Księgi Rodzaju odwołują się do codziennego doświadczenia, które możemy odkryć w naszej osobistej egzystencji. Zawsze istnieje pokusa nieposłuszeństwa, która wyraża się w pragnieniu zaplanowania naszego życia niezależnie od woli Boga. To ta wrogość, która nieustannie zagraża życiu ludzi, aby ich przeciwstawić planowi Boga. Jednak także historia grzechu jest zrozumiała tylko w świetle miłości, która przebacza. Grzech można zrozumieć tylko w tym świetle! Jeśli wszystko pozostałoby skazane na trwanie w grzechu, bylibyśmy w sytuacji najbardziej rozpaczliwej ze wszystkich stworzeń; natomiast obietnica zwycięstwa miłości Chrystusa obejmuje wszystko miłosierdziem Ojca” – powiedział Papież.
Dalszą część rozważania Franciszek poświęcił istocie rozpoczynającego się Roku Jubileuszowego.
„Ten Nadzwyczajny Rok jest także darem łaski. Wejście przez te Drzwi oznacza odkrycie głębi miłosierdzia Ojca, który przyjmuje wszystkich i osobiście wychodzi każdemu na spotkanie. To On nas szuka! To On wychodzi nam na spotkanie! Będzie to rok, w którym mamy wzrastać w przekonaniu o miłosierdziu. Jak bardzo uchybia się Bogu i Jego łasce, kiedy twierdzi się przede wszystkim, że Jego sąd karze grzechy, a nie mówi się najpierw, że je odpuszcza Jego miłosierdzie ! Tak, tak to się właśnie dzieje. Musimy przedkładać miłosierdzie nad sąd, a w każdym razie sąd Boga będzie zawsze odbywał się w świetle Jego miłosierdzia. Niech zatem przejście przez Drzwi Święte sprawi, żebyśmy się poczuli uczestnikami tej tajemnicy miłości, czułości. Porzućmy wszelkie formy lęku i strachu, bo nie przystają one temu, kto jest kochany; żyjmy raczej radością spotkania z łaską, która wszystko przemienia” – powiedział Franciszek.
Mówiąc o geście otwarcia Drzwi Świętych, który dokona się zarówno w Rzymie, jak i we wszystkich diecezjach świata, Papież przypomniał także inne drzwi, które przed pięćdziesięciu laty szeroko otworzyli na świat ojcowie Soboru Watykańskiego II.
„Rocznica ta nie może być przypominana jedynie ze względu na bogactwo wypracowanych dokumentów, które do dziś pozwalają na dostrzeżenie wielkiego postępu dokonanego w wierze. Sobór był jednak przede wszystkim spotkaniem. Prawdziwym spotkaniem między Kościołem a ludźmi naszych czasów. Spotkaniem naznaczonym mocą Ducha Świętego, który pobudził Kościół do wypłynięcia z mielizny, jaka przez wiele lat zamykała go w sobie, aby z entuzjazmem podjąć na nowo drogę misyjną. Było to podjęcie drogi, aby wyjść na spotkanie każdego człowieka tam, gdzie on żyje: w jego mieście, domu, miejscu pracy…Wszędzie tam, gdzie jest człowiek, Kościół jest wezwany, aby do niego dotrzeć i zanieść radość Ewangelii, zanieść miłosierdzie i przebaczenie Boga. Był to zatem impuls misyjny, który po tych kilkudziesięciu latach podejmujemy z taką samą siłą i z tym samym entuzjazmem” – powiedział Papież.
Zatem w Roku Jubileuszowym nie chodzi o to, by teoretycznie rozważać co to jest miłosierdzie i je definiować, ale o to, by je przeżyć. Kiedy aktualnie doświadczamy miłosierdzia, wtedy możemy się nim dzielić z innymi. Ewangelizacja jest przekazem życia: co przyjąłem, przekazuję.
Papież Franciszek wielokrotnie mówił o miłosierdziu, ten temat jest mu szczególnie bliski. - Usłyszenie słowa miłosierdzie zmienia wszystko. To najlepsze, co możemy usłyszeć: że zmienia świat. Odrobina miłosierdzia czyni świat mniej zimnym i bardziej sprawiedliwym. Musimy zrozumieć dobrze to miłosierdzie Boga, tego miłosiernego Ojca, który ma tak wiele cierpliwości.
Potrzeba dziś miłosierdzia i istotne jest, aby wierni świeccy żyli nim i zanieśli je do różnych sfer społecznych. Naprzód! Przeżywamy czas miłosierdzia, to jest właśnie czas miłosierdzia.
Papież Franciszek przypomniał:
„Jakże pragnę, aby miejsca, w których wyraża się Kościół, w szczególności nasze parafie i nasze wspólnoty, stały się wyspami miłosierdzia na morzu obojętności!"

czwartek, 3 grudnia 2015

Prawdziwi uczniowie budują na Jezusie (Mt 7,21.24-27)

Jezus powiedział do swoich uczniów: Nie każdy, który Mi mówi: Panie, Panie!, wejdzie do królestwa niebieskiego, lecz ten, kto spełnia wolę mojego Ojca, który jest w niebie. Każdego więc, kto tych słów moich słucha i wypełnia je, można porównać z człowiekiem roztropnym, który dom swój zbudował na skale. Spadł deszcz, wezbrały potoki, zerwały się wichry i uderzyły w ten dom. On jednak nie runął, bo na skale był utwierdzony. Każdego zaś, kto tych słów moich słucha, a nie wypełnia ich, można porównać z człowiekiem nierozsądnym, który dom swój zbudował na piasku. Spadł deszcz, wezbrały potoki, zerwały się wichry i rzuciły się na ten dom. I runął, a upadek jego był wielki.
KOMENTARZ
Nie wystarczy deklarować wiarę czy miłość do Boga, trzeba potwierdzić je czynami. Wiara rodzi się ze słuchania i realizuje się w konkretnych postawach i uczynkach. Budowniczymi są wszyscy słuchacze nauki Jezusa. On jest dla chrześcijan skałą, na której powinni wznosić fundament swojego duchowego życia. Szczere praktykowanie i rozwijanie wyznawanej wiary oraz umacnianie więzi z Bogiem zapewnia konieczną siłę do przetrwania różnych nieszczęść i niepowodzeń życiowych.

poniedziałek, 23 listopada 2015

Po co bierzmowanie ? (19)

Przegrać ze świętymi, czyli jak obudzić się ze snu

Wspomniałem już o niebezpieczeństwie oszukiwania samego siebie. Ktoś ma o sobie wysokie mniemanie i dałby sobie rękę uciąć, że jest właśnie tak, jak myśli. Tymczasem w rzeczywistości jest zupełnie inaczej. Ludzie, którzy żyją w takiej duchowej iluzji, mogą przeżyć na Sądzie Ostatecznym ogromny szok, kiedy w świetle Bożym zobaczą, jacy są naprawdę. Szczególnie niebezpieczną formą takiej iluzji jest właśnie iluzja zbiorowa, gdy fałsz przenika do serc całej wspólnoty czy grupy. Przed laty rozmawiałem z przyjacielem. Opowiadał mi, jak w dzieciństwie spędzał całe wakacje z kilkoma kolegami na warszawskim podwórku. Nudzili się niezmiernie i jakiś starszy kolega postanowił nauczyć ich grać w brydża. Przyniósł karty, pokazał, jak się rozdaje, jak gra, jak zapisuje punkty. Od tamtego czasu – jak opowiadał przyjaciel – całymi godzinami graliśmy w brydża. Minęły lata i mój przyjaciel, już jako student, pojechał z kolegami w góry. Spędzając wieczór w górskim schronisku, usłyszał, że jacyś ludzie poszukują czwartego do brydża. Zgłosił się od razu. Usiedli przy stoliku, rozdali karty, zaczęła się licytacja i nagle ktoś go zapytał: W co ty grasz ? Jak to: w co ? W brydża ? – odpowiedział zdumiony. Przecież to nie jest brydż ! Wykrzyknęli niemal jednocześnie starzy karciarze. To nie jest brydż ! Powtórzyli z naciskiem trzej panowie i zaczęli się rozglądać za nowym czwartym do gry. „Okazało się, że ten starszy chłopak na podwórku nauczył nas wtedy jakiejś innej gry. A ja przez laty byłem pewny, że umiem grać w brydża” – ze śmiechem opowiadał mi to nieszczęsny brydżysta. To bardzo pouczająca historia. Warto zwrócić uwagę: w którym momencie mój przyjaciel zrozumiał, że żaden z niego brydżysta ? Wtedy, kiedy usiadł przy rasowych brydżystach. Łatwo bowiem ulec złudzeniu: ależ ja jestem wspaniały ! I mam na to dowód: wszyscy obok mnie są gorsi ! Dlatego w naszym chrześcijańskim życiu powinniśmy ciągle starać się przebywać w obecności Jezusa – Najświętszego ze świętych. Przy Nim stawać, Jego naśladować. Przez lekturę życiorysów świętych ludzi powinniśmy jak najczęściej obcować ze świętym Franciszkiem, świętą Tereską, świętym Stanisławem Kostką. Ze swą płycizną duchową nieraz poczujemy się przy nich nieswojo. Tak, ale wzrastać można tylko wtedy, gdy poprzeczkę stawia się coraz wyżej. A tym, którzy dojdą do wniosku, że na poziom świętych można wzlecieć jedynie na skrzydłach, przypominam, że nie bez przyczyny symbolem Ducha Świętego jest gołębica. Duch tchnie, kędy chce, Swoim porywem wydobywa On ludzi z przeróżnych zakłamań i złudzeń. Wznosi ich ku prawdzie.

czwartek, 22 października 2015

Po co bierzmowanie ? (18)

Czy Matka Boża musiała duchowo pracować ?

Wielokrotnie w naszym życiu chrześcijańskim odwołujemy się do przykładu Maryi, jako Tej, która była tak czysta, posłuszna i oddana Bogu. Kiedy słyszymy tyle wzniosłych słów o Matce Jezusa, kiedy słyszymy, że jest Ona bez żadnego grzechu, to możemy sobie pomyśleć, że osiągnięcie tego piękna duchowego nic Ją nie kosztowało, że było Jej dane od razu za darmo. Tak jednak nie było. Maryja była rzeczywiście obdarowana przez Boga w sposób niezwykły, ale z Duchem Świętym, który spoczął na Niej, musiała ciężko przez całe życie współpracować. Bóg dawał Jej wiele trudnych lekcji i Ona sama stawała nie raz przed ciężkimi życiowymi egzaminami.
Kiedy Jezus miał dwanaście lat, to zgubił się Maryi i Józefowi. W wielkim bólu szukali Go trzy dni. I nagle… jest ! Odnalazł się ! Jest w świątyni, wśród uczonych w Piśmie. Każda matka oczekuje w takiej chwili, że dziecko powie: mamusiu kochana, ja tak tęskniłem za tobą ! Ale Jezus nic takiego nie mówi. Maryja wypowiada wtedy pamiętne słowa: Synu, czemuś nam to uczynił ? Oto ojciec Twój i ja z bólem serca szukaliśmy Ciebie. Lecz On im odpowiedział: ”Czemuście mnie szukali ? Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do mego Ojca ?” Chrystus jakby chciał powiedzieć: Maryjo, nie Ty jesteś najważniejsza. Bóg w niebie jest dla mnie najważniejszy. Ja należę przede wszystkim do Niego.
Po kilkunastu latach Maryja z krewnymi udała się w podróż do Jezusa. Jacyś ludzie donieśli Zbawicielowi: Twoja Matka i bracia stoją na dworze i chcą się z Tobą widzieć. W takiej sytuacji każde serce matki czeka, by syn podszedł, wyraził swoją radość, by powiedział: mamo, jak się cieszę, tak dawno cie nie widziałem ! Ale Jezus wtedy nie wyszedł do Maryi. Wskazując swoich uczniów, powiedział: Moją Matką i moimi braćmi są ci, którzy słuchają słowa Bożego i wypełniają je. Co przez to powiedział Maryi ? Po raz drugi rzekł to samo: Maryjo, nie Ty jesteś dla mnie najważniejsza. Matka Boża na pewno te wszystkie sytuacje przeżywała w swoim sercu. Będąc Matką, stawała się uczennicą swojego Syna. Zapewne nie przychodziło Jej to lekko. Tego pokornego posłuszeństwa woli Bożej naprawdę musiała się cierpliwie uczyć.
I jeszcze inna scena z Ewangelii. Golgota, Jezus umiera, Maryja stoi pod krzyżem. To niesamowite – Jezus pozwolił, aby Matka patrzyła, jak On umiera. Mógł temu zapobiec, mógł powiedzieć swoim uczniom: zabierzcie Maryję z Jerozolimy, kiedy będę umierał – niech Ona na to nie patrzy. Ale Maryja z woli Bożej tam była i widziała, jak Jej Syn konał.
Każda matka w takiej sytuacji zapewne krzyczałaby: ludzie, ratujcie go, on jest niewinny ! Ale Ona stoi. Płacze, bo łzy na pewno płyną Jej po twarzy, ale nie mówi nic. Każda matka chciałaby teraz usłyszeć od syna słowa: mamo, dziękuję ci. Byłaś najlepszą matką. Kocham cię. Ale Jezus, wskazując na Jana mówi do Niej: Niewiasto, oto syn Twój. A potem znów pokazuje, kto jest dla Niego najważniejszy, wołając głośno z krzyża: Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mojego.
Jak trudne były dla Maryi te chwile, kiedy musiała bez reszty oddać Bogu swoje Dziecko. Dla każdej matki to najtrudniejsze: oddać swoje dziecko, wyrzec się jego bliskości. Uświadomić sobie, że Bóg jest ważniejszy niż jej ludzkie pragnienia. Maryja potrafiła to uczynić, bo nieustannie była pod natchnieniem Ducha Świętego, który zstąpił na Nią w chwili zwiastowania.
Każdy z nas ma pragnienie, by w czyimś życiu być najważniejszym. Ale ani my dla nikogo, ani nikt dla nas nie może stać się bogiem. Nawet najukochańszy przez nas człowiek należy bardziej do Boga niż do nas. Powinni o tym pamiętać rodzice , których dorosłe już dziecko zakłada swoją rodzinę, albo pragnie wstąpić do seminarium lub do zakonu. Bo każdy syn i córka należy przede wszystkim do Boga, a nie do swoich rodziców. Powinni o tym pamiętać młodzi ludzie, którzy przez grzech nieczystości chcą wyrwać swoją sympatię z rąk Bożych. Bo twój chłopak nie jest twoim chłopakiem, a twoja dziewczyna nie jest twoją dziewczyną. Oni należą do Boga. Tej ofiarności uczy Duch Chrystusa, Duch czystej miłości, która pozwala nam wyzwolić się z zaborczego egoizmu.





poniedziałek, 12 października 2015

Didier Drogba: „Bóg jest cudowny”.

To był wieczór 19 maja 2012 roku. Bayern Monachium walczył z Chelsea Londyn z o zwycięstwo w prestiżowym turnieju. Kibice piłki nożnej z całego świata oglądali finałowy mecz Ligi Mistrzów, w którym spotkali się najlepsi tego sezonu. Wielkie FC Barcelona i Real Madryt ze swoimi gwiazdami piłkarstwa poległy już w półfinałach. Los – ale czy ślepy? – sprawił, że stanęły naprzeciw siebie zespół angielski i niemiecki. Media ochrzciły finał nową Bitwą o Anglię i rzeczywiście, dramaturgii nie brakowało, na boisku rozgrywała się zażarta walka.
Bezbramkowy stan meczu utrzymywał się aż przez 82 minuty, do kiedy Thomas Müller dość przypadkowo trafił główką do bramki Cecha. Bawarczycy oszaleli z radości, do końca meczu zostało tylko kilka minut! Niemcy zaczęli grać na zwłokę, a ich trener wprowadzać zmiany.
Zostały już dwie minuty do końca, kiedy po faulu na Anglikach, sędzia podyktował rzut wolny. Nie ważne, kto podszedł do piłki, historia zapamiętała kogoś innego. – Ułamek sekundy później Didier Drogba pięknym strzałem głową doprowadził do wyrównania. Biegnąc w radości upadł na kolana i wykonał znak krzyża. Nie tak, jak to czyni wielu piłkarzy wbiegając na boisko: niechlujnie i bez zastanowienia, odmachnąwszy jakiś magiczny znak na szczęście. Drogba przeżegnał się tak uroczyście, jakby co najmniej przyjmował błogosławieństwo. Po chwili wskazał rękami w niebo i spojrzał wymownie w gwiazdy.
Kilka minut później rozpoczęła się dogrywka. Mały włos, a Drogba zostałby antybohaterem meczu. Lekko trącił Ribery’ego w polu karnym, a ten wyłożył się jak długi, wijąc z grymasem na twarzy. Ale co za szczęście, Petr Cech obronił karnego w wykonaniu samego Robbena!
Po pół godzinie utrzymującego się remisu w dogrywce, przyszedł czas na rzuty karne. Niemiecki bramkarz grał jak natchniony – obronił pierwszy strzał, a do kolejnych piłek brakowało mu centymetrów. Petr Cech wyrównał broniąc czwarte uderzenie. Kiedy po chwili niemiecki piłkarz trafił w słupek, stało się jasne, że rozstrzygnięcie może dać ostatni zawodnik. I nie kto inny, jak Didier Drogba.
Kamery tylko przez chwilę i z daleka pokazały, że kiedy zawodnicy wykonywali rzuty karne, Didier klęczy na obu kolanach, nie zwracając uwagi na nic. O czym mógł myśleć ten trzydziestoczteroletni mężczyzna u zmierzchu piłkarskiej kariery? Czy o długiej drodze, jaką przebył jako chłopak z Wybrzeża Kości Słoniowej na europejskie stadiony? Czy może zżerał go strach, by nie dać plamy – wszak trzy miesiące wcześniej w finale Pucharu Narodów Afryki nie strzelił karnego i jego drużyna zdobyła „tylko” srebrny medal… A może odganiał złe wspomnienie o czerwonej kartce z finału Ligi Mistrzów w 2008 roku, kiedy pod koniec meczu, sprowokowany, spoliczkował zawodnika Manchesteru United? Raczej nie, bo twarz zawodnika zdradzała wielkie skupienie. Nic dziwnego – Drogba się modlił. I z tym skupieniem na twarzy podszedł do piłki, by zadecydować o wszystkim. Wybuch radości i znów znak krzyża – na tryumfalne zakończenie meczu. To przecież jego zwyczaj.
Krótko potem powiedział z radością do kamery: „To było przeznaczenie, bardzo w nie wierzę. Modlę się dużo. Tak musiało się po prostu stać. Bóg jest cudowny. Ten zespół jest niesamowity!”.
Kim jest ten sportowiec, któremu poświęcamy tyle miejsca w różańcowym czasopiśmie? Wszak piłkarze uchodzą za grupę dość rozrywkową i za raczej słaby wzór moralny dla młodzieży. Drogba wyłamuje się z tego schematu. Sam mówi, że wiele się modli, nieobcy jest mu różaniec, który czasem nosi na szyi. Mimo że tatuowanie się nie jest najmądrzejszym pomysłem, nie można nie odnotować, że na przedramieniu piłkarza znajduje się różaniec z imionami jego czterech dzieci. Choć żona jest muzułmanką, Drogba prowadzi życie dobrego chrześcijanina i sportowca.
Poświęca się działalności charytatywnej – jedną z jego licznych działalności jest Fundacja, którą założył i której przeznaczył miliony funtów. Działa ona na niespokojnym Wybrzeżu Kości Słoniowej, wspierając działania Czerwonego Krzyża, domy dziecka i szpitale, w przyszłości planuje budować szkoły. Drogba został jednym z jedenastu członków Komisji Dialogu, Prawdy i Pojednania, która badała zbrodnie popełnione w tym kraju po krwawym konflikcie w 2011 r. Aktywność Drogby jest szeroko znana – amerykański magazyn Time zaliczył go w 2010 roku do stu najbardziej wpływowych ludzi na świecie. Z pewnością ten wierzący katolik wyróżnia się też z tłumu piłkarzy.





czwartek, 27 sierpnia 2015

Po co bierzmowanie ? (17)

Czy wolno kłócić się z Panem Bogiem ?

Wydaje się, że na pytanie postawione w tytule można odpowiedzieć tylko przecząco. Po pierwsze, to w ogóle z nikim nie powinniśmy się kłócić, a po drugie – nawet gdyby zaistniała pomiędzy nami a Panem Bogiem jakaś różnica zdań, to kłótnia z Nim nie miałaby sensu, bo Bóg jest doskonały, wszechwiedzący i zawsze miałby rację. Niby to jasne, oczywiste i logiczne, ale… przyjrzyjmy się dwóm scenom biblijnym. Pierwsza to „narzekanie ludu” z Księgi Liczb 11,10-15. Przeczytaj, a powiesz, że to niesamowite, ale Mojżesz wprost kłócił się z Panem Bogiem i wypowiadał z jawną goryczą swoje pretensje pod adresem Stwórcy. Czy on jeden tak czynił ? Prorok Jeremiasz, gdy był wyczerpany spełnianiem swojej trudnej misji, odezwał się do Boga tak:
„Uwiodłeś mnie, Panie, a ja pozwoliłem się uwieść;
ujarzmiłeś mnie i przemogłeś.
Stałem się codziennym pośmiewiskiem,
wszyscy mi urągają.
Albowiem ilekroć mam zabierać głos,
muszę obwieszczać:
«Gwałt i ruina!»
Tak, słowo Pańskie stało się dla mnie
codzienną zniewagą i pośmiewiskiem.
I powiedziałem sobie: Nie będę Go już wspominał
ani mówił w Jego imię!”

To także niezwykła modlitwa wielkiego proroka Starego Testamentu. Ma on żal do Boga, że jego prorocka misja, to nieustanne zapowiadanie nieszczęść. Prorok mówi, że ma już tego dość i chce porzucić służbę Panu. A czy ty kiedyś rozmawiałeś tak z Panem ? A jeśli nie, może to właśnie jest powodem, że trudno ci się modlić, że modlitwa stała się jedynie trudnym i nużącym obowiązkiem. Kiedy spotykasz kolegą lub koleżankę, to zdarza się, że rozmawiacie niekiedy długo i żarliwie. Tematy sypią się jak z rękawa:
- Ale mnie matematyczka urządziła ! Postawiła mi niesprawiedliwą ocenę !
- To i tak miałeś farta, bo przedwczoraj chcieli ukraść mi komórkę. Na szczęście im się nie udało !
- A propos: sprawiłem sobie nową komórkę i nie mam na wakacje
- A staruszkowie cię nie zasponsorują ?
- Co ty, skłóciłem się z nimi totalnie…
Żalimy się, narzekamy, buntujemy, wylewamy swój ból, niekiedy nawet krzyczymy. I czujemy, że takie rozmowy z przyjaciółmi są nam potrzebne. A potem idziemy na modlitwę, ładnie stajemy i grzecznie mówimy Bogu, że Go kochamy, że Mu za wszystko dziękujemy, że wszystko jest pięknie. I niekiedy czujemy, że ta modlitwa jest jakaś sztuczna, nie nasza, bo w sercu aż huczy od emocji, bólu, rozdarcia, a tu trzeba tak ładnie pacierz odmawiać. A może warto pokłócić się z Panem Bogiem ? A może są w sercu pytania, które bolą, a których nie ośmieliliśmy się Stwórcy postawić ? „Panie Boże, dlaczego moi rodzice się rozwiedli „ Dlaczego od lat nie ma w domu mego ojca ? Czy tak musiało być ? Czy moja mama musi tak chorować, tak cierpieć ? Przecież to taki dobry człowiek… Dlaczego ciągle nie mogę wyjść z grzechu ? Samogwałt, kłamstwo, lenistwo… Tyle się już modliłem, spowiadałem. Dlaczego to ciągle wraca ? Czy Ty nie widzisz jak cierpię ?! Jak jestem już tym wykończony ?! Jak boli mnie sumienie ?! Dlaczego nie dałeś mi urody, dlaczego od dzieciństwa mam te lęki, kompleksy…?”.
Duch Święty czyni nas Bożymi dziećmi. Nie jesteśmy już niewolnikami. Jesteśmy ukochanymi dziećmi, a dziecko ma prawo pytać Ojca. Może dopiero wtedy, gdy postawisz te pytania, gdy je nawet wykrzyczysz, to poczujesz się wolny przed Bogiem, poczujesz się Jego dzieckiem i na pewno usłyszysz odpowiedź. Bo Bóg zna doskonale tajemnice twojego życia i przez Ducha Świętego chce ci je odkryć. Chce cię tylko zobaczyć przed swoim obliczem takiego, jakim jesteś, z całą prawdą twojego serca. Lepiej się z Bogiem kłócić głębią bólu swojego serca niż pozostawać w jakiejś sztucznej grzeczności czy uniżeniu.