Licznik odwiedzin

środa, 24 grudnia 2014

Cicha noc, święta noc...

Jest taka noc, na którą człowiek czeka
i za którą tęskni.
Jest taki wyjątkowy wieczór w roku,
gdy wszyscy obecni gromadzą się przy wspólnym stole.
Jest taki wieczór, gdy gasną spory, znika nienawiść...
Wieczór, gdy łamiemy opłatek, składamy życzenia...
To noc wyjątkowa... Jedyna... Niepowtarzalna...
Noc Bożego Narodzenia...
Niech tegoroczne Święta będą dla każdej i każdego
z Was świętami pełnymi miłości, radości i JEGO pokoju.



czwartek, 18 grudnia 2014

Przypowieść o dwóch synach (Mt 21,28-32)

Co myślicie? Pewien człowiek miał dwóch synów. Zwrócił się do pierwszego i rzekł: "Dziecko, idź dzisiaj i pracuj w winnicy!" Ten odpowiedział: "Idę, panie!", lecz nie poszedł. Zwrócił się do drugiego i to samo powiedział. Ten odparł: "Nie chcę". Później jednak opamiętał się i poszedł. Któryż z tych dwóch spełnił wolę ojca?» Mówią Mu: «Ten drugi». Wtedy Jezus rzekł do nich: «Zaprawdę, powiadam wam: Celnicy i nierządnice wchodzą przed wami do królestwa niebieskiego. Przyszedł bowiem do was Jan drogą sprawiedliwości, a wyście mu nie uwierzyli. Celnicy zaś i nierządnice uwierzyli mu. Wy patrzyliście na to, ale nawet później nie opamiętaliście się, żeby mu uwierzyć.
KOMENTARZ
Ci dwaj synowie oznaczają słuchaczy Jezusa, którym ogłasza On wolę Boga. Wolą Ojca jest nie tyle słowna akceptacja Ewangelii, co dostosowanie życia do jej wymogów oraz współpraca w jej szerzeniu. Przypowieść ta jest wezwaniem skierowanych do nas wszystkich, abyśmy wiernie wypełniali zadania zlecone nam przez Boga. Czy starasz się odczytywać wolę Bożą na co dzień i ją wypełniać ?


poniedziałek, 1 grudnia 2014

Adwent - czas radosnego oczekiwania

Adwent to czas radosnego oczekiwania na przyjście Jezusa. Adwent zaczyna się w niedzielę po uroczystości Chrystusa Króla czyli między 29 listopada a 3 grudnia. Trwa on od 23 do 28 dni, z których cztery zawsze są niedzielami. W tym roku Adwent rozpoczęliśmy 30 listopada. Adwent kończy się wigilią Bożego Narodzenia, która niekiedy zbiega się z czwartą niedzielą Adwentu. Adwent rozpoczyna się od pierwszych nieszporów pierwszej niedzieli Adwentu, a kończy się pierwszymi nieszporami Bożego Narodzenia. Pierwsza niedziela Adwentu zawsze rozpoczyna nowy rok liturgiczny w Kościele. Adwent jest wyjątkowym czasem dla chrześcijan. Słowo adwent pochodzi z języka łacińskiego "adventus", które oznacza przyjście. Dla starożytnych rzymian słowo to, oznaczało oficjalny przyjazd cezara. Dla chrześcijan to radosny czas przygotowania na przyjście Pana. Oczekiwanie na przyjście Chrystusa musi rodzić radość, gdyż jest oczekiwaniem na przyjście Jezusa. Dlatego też Adwent jest nie tyle czasem pokuty, ile raczej czasem pobożnego i radosnego oczekiwania. Opuszczenie hymnu Gloria nie jest wyrazem pokuty, jak w Wielkim Poście, lecz znakiem czekania na nowe zabrzmienie hymnu anielskiego śpiewanego w noc narodzenia Jezusa (Łk 2, 14).  -Owo oczekiwanie ma swoje trzy znaczenia:
- Najpierw wspominamy oczekiwanie na pierwsze, historyczne przyjście Jezusa. Łączyny się z tymi wszystkimi pokoleniami ludzi sprawiedliwych z czasów starego testamentu, którzy przez wieki oczekiwali na przyjście Mesjasza. Liturgia adwentowa ukazuje postacie tych świętych, którzy poprzedzili lub przepowiadali przyjście Mesjasza. Bóg już po grzechu pierworodnym obiecał, że przyjdzie "Potomek" Niewiasty, który zgładzi szatana. Naród wybrany przez wieki z nadzieją oczekiwał spełnienia tej obietnicy. Jan Chrzciciel stał się głosem wołającym, który zapowiadał przyjście Oblubieńca. Wpatrujemy się także w Maryję, która w szczególny sposób Jezusa oczekiwała. Ona poprzez swoje "niech mi się stanie", które wyraża Jej posłuszeństwo, uczy nas posłuszeństwa Słowu w wierze.
- Bezpośrednio nasze myśli biegną ku Bożemu Narodzeniu - oczekujemy świąt, poprzez modlitwę, roraty, adwentowe postanowienia przygotowujemy się do tego świątecznego czasu. Bóg stał się człowiekiem, przyszedł do nas, a więc i my winniśmy wyjść Bogu naprzeciw, aby spotkać się z wcielonym Synem Bożym. W tym czasie winno się odprawiać rekolekcje, które mają nam pomóc przygotować się na spotkanie z Jezusem.
- Jednocześnie nasze myśli biegną ku przyszłości - przypominamy sobie, że kiedyś Jezus ponownie przyjedzie na ziemię, by usunąć zło i zakrólować nad całym światem. Oczekiwanie na przyjście Jezusa jest źródłem radości. Adwent przypomina nam, że całe nasze życie jest czekaniem. Zawsze do czegoś dążymy. Człowiek, który w życiu już na nic nie czeka jest nieszczęśliwy. Nasze życie staje się piękne dlatego, że jest czekaniem, jest dążeniem do czegoś, czekaniem na Kogoś, czekaniem na przychodzącego Chrystusa.
Adwent dzieli się na dwa podokresy, z których każdy ma odrębne cechy, wyrażone w dwóch różnych prefacjach adwentowych:
- Pierwszy podokres Adwentu obejmuje czas od pierwszej niedzieli Adwentu do 16 grudnia, kiedy czytane są teksty biblijne, zapowiadające powtórne przyjście Zbawiciela na końcu świata i przygotowujące do spotkania z Chrystusem Sędzią. Dni powszednie w tym okresie przyjmują wszystkie obchody wyższe rangą (tzn. wspomnienia dowolne, obowiązkowe, święta i uroczystości);
- Drugi okres Adwentu, od 17 do 24 grudnia, to bezpośrednie przygotowanie do świąt Bożego Narodzenia. W tym okresie w dni powszednie można obchodzić jedynie święta i uroczystości. Każdemu z Was życzę owocnego przeżycia tego okresu i radosnego oczekiwania na przyjście Pana:
Marana tha !, czyli Przyjdź, Panie Jezu !

piątek, 10 października 2014

Nawrócenie córki oficera SB...

Urodziłam się w 1955 r. w rodzinie komunistycznej. W środowisku, w
którym żyłam, nikt nigdy nie mówił o Bogu, nie było modlitwy. W niedzielę tata zabierał mnie do kina na poranek filmowy dla dzieci. Kiedy miałam pięć lat urodził się mój brat i pamiętam, że bardzo chciałam wyrzucić go przez okno. Wychowałam się kolejno: w żłobku, przedszkolu, na podwórku. Mama pracowała w domu, miała pracę chałupniczą i moja obecność zawsze jej przeszkadzała. Jak było Boże Narodzenie ubieraliśmy choinkę i tata robił prezenty dla wszystkich, było dużo radości. Tata był człowiekiem bardzo milczącym, nigdy nie było rozmów, tylko uwagi np. - "jak pies je, to nie szczeka". Nie było przytulania, serdeczności, ale kiedyś usłyszałam, że miłości nie wyraża się w słowach tylko w czynach.

     Tata był dla mnie bardzo ważny. Czułam, że chociaż nie okazuje serdeczności, jest zamknięty, to jednak mogę na nim polegać. Kiedy nie potrafiłam odrobić matematyki, odkładał gazetę i cierpliwie rozwiązywał ze mną zadania, i taki był zawsze. Jeśli poprosiłam, sensownie mi pomagał.
     W szkole w rubryce: zawód ojca, zawsze miałam wpisane - tajemnica państwowa. Nurtowało mnie, że nie wiem, kim jest mój ojciec. Był pracownikiem MSW, ale co dalej - nie wiedziałam. Jako osoba już dorosła dotarłam do informacji, że mój tata jest oficerem śledczym służby bezpieczeństwa. Bałam się wprost pytać, ponieważ mając szacunek, odczuwałam wobec taty lęk spowodowany chyba brakiem bliskości. W szkole podstawowej i liceum prowadziłam samorząd szkolny, a także organizację ZMS co cieszyło tatę - mówił: "moja krew". On także był aktywnym członkiem partii i działał w egzekutywie, ale w domu nigdy nie mówił o tym, co robił poza domem - niczym się nie dzielił. W domu były różne teksty klasyków komunizmu: Marksa, Engelsa i Lenina, które z pewnym podziwem czytałam, nie będąc do tego przez nikogo zachęcana. Pojęcie wolności, jako uświadomionej konieczności, zostało w mojej świadomości do dziś.
     Słowa te w Bożym wymiarze odsłaniają głęboką mądrość. Z tym co robiłam, czym żyłam było mi dobrze, ale narastało we mnie coś, co przeżywałam jako głębszą samotność, tęsknotę, której nie zagłuszałam, ale i niczym nie potrafiłam wypełnić - to często narastało we mnie jako ból, którym nie potrafiłam z nikim się podzielić. Czasem wychodziłam z najlepszej prywatki - ta radość pogłębiała jeszcze uczucie pustki. Dramat życia rozpoczął się wtedy, gdy pewnego dnia moja mama wyznała mi, że kiedy byłam małą dziewczynką, ochrzciła mnie w tajemnicy przed ojcem. Przeżyłam głęboki szok, poczułam się oszukana. Odrzuciłam rodziców, zaczęłam żyć na własną rękę.
     Szukałam siebie, miłości, bliskości - znikałam na długie tygodnie w górach, gdzie szukałam samotności. Bliskość przeżywanych przyjaźni znajdowała dopełnienie w bliskości fizycznej. Zaszłam w ciążę. Nie wiedziałam co robić. Powiedziałam mamie. Usłyszałam: musisz to usunąć, gdyż ojciec cię z domu wyrzuci". Nie miałam żadnych uczuć macierzyńskich, ani odrobiny dojrzałości do przeżywania tego, co się we mnie zaczęło dokonywać. Mama poszła ze mną do lekarza i pamiętam, jak lekarz w białym fartuchu z pełną powagą oświadczył mi, że konstytucja PRL pozwala na usunięcie ciąży. Lekarz to wielki autorytet, jeśli się nie ma w sercu największego autorytetu - Boga. Oczywiście poczułam się zaraz jak chora, której medycyna i konstytucja spieszą na ratunek i zostałam poddana tzw. zabiegowi. Rok później przeżywałam tragedię śmierci kogoś, kto był dla mnie bardzo ważny. W załamaniu, kiedy żyje się bez Jezusa, szuka się miłości, serdeczności w bliskości seksualnej. Drugi raz zaszłam w ciążę. Chciałam mieć to dziecko, chciałam je urodzić, pragnęłam je mieć. Mama twardo powiedziała, że w domu w takim stanie nie będę mogła zostać. Chodziłam po znajomych, pukałam do różnych drzwi prosząc o pomoc, żeby ktoś mi użyczył kąta, żebym mogła donosić. Nie znalazłam nikogo, kto by mi zechciał pomóc. Zostałam zmuszona do poddania się "zabiegowi", co przeżyłam psychicznie jako straszny gwałt. Mama z lekarzem stwierdzili, że to ostatni dzwonek. Po tym, co się dokonało, byłam już inną osobą. Straciłam radość, przeżywałam stany depresyjne, rozpacz, samotność, bezsens. Pojawiły się silne zahamowania w kontakcie z ludźmi, poczucie utraty własnej wartości i godności, brak szacunku dla siebie. Z całą pewnością, gdyby ktoś wtedy podał mi narkotyki - wzięłabym. Nie widziałam sensu życia.
     Będąc na samym dnie doświadczyłam Miłosierdzia Bożego. Tego dotknięcia, które jest podaniem dłoni i poprowadzeniem ku prawdziwemu życiu, które jest światłem pośród ciemności. Uczepiłam się tej odrobiny Życia jak chora kobieta szat Chrystusa. Podążając za Nim, bardzo, bardzo powoli odzyskiwałam godność dziecka Bożego. Nie oglądam się do tyłu, trzymam rękę na pługu i podążam naprzód.
     W końcu zostałam założycielką i koordynatorką jednego z ruchów modlitewnych w Polsce. Katechetką, żoną i matką czwórki dzieci.
     Może te słowa, które napisałam, będą dla kogoś zasiewem.
Marta

wtorek, 9 września 2014

Po co bierzmowanie ? (12)

Jezus moim Panem ?  
W młodości często zastanawiałem się nad słowami świętego Pawła, który napisał, że nikt nie może powiedzieć bez pomocy Ducha Świętego: „Panem jest Jezus”. Dlaczego Apostoł Narodów tak twierdził ? Przecież nawet malutkie dziecko, byle tylko umiało mówić, potrafi powiedzieć takie trzy proste słowa. Dlaczego potrzeba tu aż mocy Ducha Świętego ? Wszystko stało się jasne, kiedy zrozumiałem, że człowiek mówi nie tylko ustami. Człowiek mówi swoim strojem, uśmiechem, łzami, mówi swoją obecnością albo nieobecnością w jakimś miejscu. Człowiek mówi swoim zachowaniem niekiedy więcej niż ustami. Człowiek mówi o swojej pobożności tym, jak się modli, jak się odzywa do przyjaciół i nieprzyjaciół. Człowiek mówi całym sobą. I w tym znaczeniu bez pomocy Ducha Świętego nikt z nas swoim codziennym życiem nie powie, że Panem jest Jezus. Każdy z nas musi postawić sobie pytanie: co mówię całym sobą ? Gdyby ktoś towarzyszył mi w moim codziennym życiu, zamieszkał ze mną na jakiś czas, czy domyśliłby się mojego wyznania ? Czy domyśliłby się, że ja i moja rodzina jesteśmy chrześcijanami? Czy to powiedziałby mu mój sposób pracy, rozmawiania z bliźnimi? W maju roku 1981, gdy ciało zmarłego prymasa, kardynała Stefana Wyszyńskiego złożone było przed pogrzebem w kościele seminaryjnym w Warszawie, przed świątynią ustawiła się chyba najdłuższa kolejka, jaką widziała stolica. Ludzie stali po dwie, trzy godziny, aby przejść przed trumną i oddać hołd Zmarłemu. Byłem jeszcze klerykiem i pilnowałem porządku przed kościołem. W pewnym momencie zobaczyłem, że gdzieś tam daleko stoi w kolejce starsza kobieta o kulach. Podszedłem do niej szybko i powiedziałem: - Proszę, niech pani pozwoli ze mną. Ja panią wprowadzę do kościoła bez kolejki. Pani nie musi tu stać, to oczywiste. Wtedy ona popatrzyła na mnie oczami pełnymi pokoju i powiedziała: - Niech mi ksiądz pozwoli stać w tej kolejce. Zamurowało mnie. Ta starsza, chora kobieta chciała stać w tej kolejce, chciała cierpieć, choć nikt jej do tego nie zmuszał. Dobrowolnie przyjęty krzyż pragnęła ofiarować w intencji Zmarłego. Nie musiałem jej pytać czy jest katoliczką, czy nosi na szyi łańcuszek z krzyżykiem lub wizerunkiem Matki Boskiej. Nie musiałem pytać, czy jest wierząca, bo jej konkretna ofiara mówiła o tym najdobitniej – Panem tej kobiety był Jezus, ukrzyżowany Jezus, który swoje cierpienie ofiarował za wszystkich ludzi. Ona mówiła o tym swoją postawą. Bez pomocy Ducha Świętego nie jest to możliwe.


środa, 14 maja 2014

„Nie stawiajmy zapór Duchowi Świętemu”

W czasie poniedziałkowej Mszy św. 12 maja, papież Franciszek stawia
nam ważne pytania:

„Kimże jesteśmy, by zamykać drzwi Duchowi Świętemu?”. To pytanie Papież Franciszek podstawił kilkakrotnie podczas porannej Mszy w kaplicy Domu św. Marty. W homilii nawiązał do czytań mówiących o nawróceniu pierwszych pogan.

Franciszek wskazał, że „Duch Święty wieje kędy chce, ale jedna z powszechnych pokus polega na tym, że chcemy zablokować Mu drogę i skierować Go tam, gdzie my chcemy”. Ta pokusa nie należy tylko do naszych czasów – wskazał Papież przypominając, że wprowadziła ona napięcia już w pierwszej wspólnocie chrześcijańskiej. Doszło do nich po tym, jak poganie przyjęli słowo Boże. Chrześcijanie pochodzenia żydowskiego robili wymówki Piotrowi, że miał kontakt z tym, co nieczyste, i ośmielił się ochrzcić nieobrzeznaych. Wywołało to wewnętrzny konflikt w pierwszej wspólnocie, który Papież skomentował z pewną dozą ironii.

„Było to coś nie do pomyślenia. A jeśli jutro przybyłaby wyprawa Marsjan i przykładowo niektórzy z nich przyszliby do nas. Marsjanie. Zieloni, z długim nosem i wielkimi uszami, jak przedstawiają ich dzieci… I któryś z nich powiedziałby: «Ala ja pragnę Chrztu!». Co, by się wydarzyło?”.

Piotr zrozumiał swój błąd po tym jak usłyszał głos: „Nie nazywaj nieczystym tego, co Bóg oczyścił”. Papież przypomniał, że Apostoł nie omieszkał przekazać tej prawdy krytykującemu go tłumowi: „Jeżeli więc Bóg udzielił im tego samego daru co nam, którzyśmy uwierzyli w Pana Jezusa Chrystusa, to jakżeż ja mogłem sprzeciwiać się Bogu?”.

„Kiedy Pan pokazuje nam drogę, kimże my jesteśmy, by mówić: «Ależ Panie, to jest niebezpieczne! Nie róbmy tak!». I Piotr w tej pierwszej diecezji podejmuje tę decyzję: «Kimże ja jestem, by stawiać przeszkody?». To piękne słowa dla biskupów, dla księży, a także dla wszystkich chrześcijan. Kimże jesteśmy, by zamykać drzwi? W pierwotnym Kościele, a nawet dzisiaj, istniała posługa ostiariusza. A czym się on zajmował? Otwierał drzwi, przyjmował ludzi, wprowadzał”.

Papież Franciszek podkreślił, że Bóg zostawił kierowanie Kościołem w „rękach Ducha Świętego”. I w Jego głos także dziś należy się wsłuchiwać.

„Duch Święty jest żywą obecnością Boga w Kościele. To On wyprawia Kościół w drogę, sprawia, by kroczył wciąż dalej, ponad przeszkodami. Przez swoje dary Duch Święty prowadzi Kościół. Nie można zrozumieć Kościoła Jezusowego bez Pocieszyciela, którego Pan nam po to posyła. I dokonuje wyborów nie do pojęcia! Użyję słów św. Jana XXIII: to właśnie Duch Święty odnawia Kościół; prawdziwie go aktualizuje i sprawia, że ten idzie do przodu. A my chrześcijanie powinniśmy prosić Pana o łaskę uległości Duchowi Świętemu. Uległości temu Duchowi, który przemawia do naszych serc, mówi do nas przez okoliczności życia, mówi w życiu kościelnym, we wspólnotach chrześcijańskich, mówi do nas nieustannie”.


Zastanów się i Ty nad tymi pytaniami i poświęć trochę czasu na refleksję, aby móc Panu szczerze odpowiedzieć i w pełnej świadomości przyjąć sakrament bierzmowania, który ma Cię uczynić dojrzałym w Twojej wierze. I Ty masz przecież być Jego świadkiem i świadczyć o wierze chrześcijańskiej słowem i czynem.


wtorek, 29 kwietnia 2014

Po co bierzmowanie ? (11)

Słyszeć czy usłyszeć ?
To było następnego dnia po pamiętnej mszy, którą Ojciec Święty odprawił góralom  i całej Polsce w Zakopanem, pod Krokwią. I właśnie następnego dnia po tamtym wydarzeniu spotkałem przy kościele akademickim świętej Anny Jarka – studenta medycyny. Dawno nie widziałem człowieka, który jednocześnie wyglądał żałośnie i wspaniale.

- Moje zmęczenie to robota pociągu osobowego relacji Zakopane – Warszawa, wyjaśnił Jarek. Zatłoczenie było dwustuprocentowe !
- No dobrze, ale z czego ty się tak cieszysz ?
- No właśnie – przeszedł do rzeczy Jarek. Oglądał ksiądz wczoraj papieża w telewizji ?
- Oglądałem.
- I słyszał ksiądz, co papież powiedział ? – pytał mnie w tempie szybkostrzelnego karabinu.
- No... słyszałem
- Ale to najważniejsze słyszał ksiądz ?
- Najważniejsze ? Najważniejsze ?
- Proszę księdza, papież powiedział...W GÓRĘ SERCA !!!
Zamurowało mnie zupełnie. Spodziewałem się czegoś zdecydowanie bardziej sensacyjnego.
- To ty nigdy nie słyszałeś tych słów – zapytałem ?
- No... słyszałem, jasne, że słyszałem. Na każdej mszy św.. Ale teraz, jakby to powiedzieć, naprawdę do mnie dotarły.
Ta rozmowa dała mi wiele do myślenia. A poruszony w niej problem odnosi się do Osoby Ducha Świętego. Wszyscy pamiętamy dziwne wydarzenie związane z zesłaniem Pocieszyciela. Dzieje Apostolskie mówią o tym tak:
Przebywali wtedy w Jerozolimie pobożni Żydzi ze wszystkich narodów pod słońcem. Kiedy więc powstał ów szum, zbiegli się tłumnie i zdumieli, bo każdy słyszał, jak przemawiali w jego własnym języku. «Czyż ci wszyscy, którzy przemawiają, nie są Galilejczykami?» - mówili pełni zdumienia i podziwu.  «Jakżeż więc każdy z nas słyszy swój własny język ojczysty? - Partowie i Medowie, i Elamici, i mieszkańcy Mezopotamii, Judei oraz Kapadocji, Pontu i Azji,  Frygii oraz Pamfilii, Egiptu i tych części Libii, które leżą blisko Cyreny, i przybysze z Rzymu, Żydzi oraz prozelici, Kreteńczycy i Arabowie - słyszymy ich głoszących w naszych językach wielkie dzieła Boże».  Zdumiewali się wszyscy i nie wiedzieli, co myśleć: «Co ma znaczyć?» - mówili jeden do drugiego.
Usłyszeć Ewangelię w swoim języku. To jest problem ! W naszych kościołach zapewne nie mamy kłopotów ze zrozumieniem języka polskiego. Ale usłyszeć Ewangelię głoszoną w języku swojego życia – to nie zdarza się powszednie. Niewielu tak naprawdę doświadcza tego, że ich szkolne problemy i treści niedzielnych czytań to jeden świat ! Nie każdy z tych, którzy są w kościele, rozumie, że jego dramaty rodzinne – agresja w domu, alkoholizm, rozwód – mają swoje wyjaśnienie w Biblii, która może nieotwierana od lat stoi na półce z książkami. Owszem, wszystko jest po polsku, ale to nie jest język mojego życia. Kiedy Duch Święty zstąpił na Apostołów, Dobra Nowina została głoszona w językach dla wszystkich ludzi zrozumiałych. Bo Duch Święty jest największym tłumaczem wszechczasów. To On może nam przetłumaczyć Bożą mowę, Boże słowo na nasz język, na język naszego świata.


niedziela, 20 kwietnia 2014

Alleluja miłość twa

Radujmy się i weselmy, gdyż nasz Pan żyje i kroczy z nami, Alleluja!
Święta Wielkiej Nocy to czas otuchy i nadziei. Czas odradzania się wiary w siłę Chrystusa i w siłę człowieka. Życzę każdej i każdemu z Was, aby te święta wielkanocne przyniosły Ci radość, pokój oraz wzajemną życzliwość i aby były dla Ciebie czasem obfitym w łaski Pana.
Niech Zmartwychwstały Chrystus działa cuda miłości w Twoim życiu...
Chrystus Zmartwychwstał ! Prawdziwie Zmartwychwstał ! Alleluja !

10 lat od wypadku - świadectwo nawrócenia Radosława Pazury

Poświęć te parę minut i posłuchaj świadectwa Radosława Pazury. Jemu udało się wrócić na drogę wiary, więc zaufaj i ty Panu i zdobądź się na pierwszy krok... ON jest i ciągle czeka na twój pierwszy krok, bo zawsze ci mówi: jeśli chcesz !!!

piątek, 18 kwietnia 2014

Wielki Piątek. Dzień, w którym umarł Chrystus...

Jerozolima, 3 kwietnia 33 roku, godzina 15 - najprawdopodobniej wtedy umarł Jezus Chrystus.

Jego mękę i śmierć katolicy wspominają właśnie w Wielki Piątek. Wielki Piątek w Kościele katolickim to dzień najgłębszej żałoby i refleksji. Jedyny taki w roku, w którym nie odprawia się mszy świętej. Zamiast niej jest liturgia, przypominająca o męce i śmierci Jezusa Chrystusa. Jej centrum stanowi adoracja krzyża.

W Wielki Piątek wierni biorą udział w uroczystej liturgii, podczas której szczegółowo wspomina się poszczególne etapy męki Jezusa: od pojmania go w Ogrodzie Oliwnym, przez sąd Annasza i Kajfasza, Piłata, aż po drogę krzyżową i śmierć na Golgocie. Chrystus, zamiast którego uwolniono złoczyńcę Barabasza, umiera na krzyżu i dopełnia swej misji zbawienia ludzi.

Nabożeństwo Wielkiego Piątku jest odprawiane po południu - ma to upamiętnić godzinę jego śmierci. Kapłani mają na sobie czerwone szaty, upamiętniające ofiarę krwi. Milczą instrumenty muzyczne i dzwony. Nie ma także pieśni na wejście. Na początku celebrans przez chwilę leży krzyżem przed ołtarzem.

W liturgii słowa wierni słuchają fragmentu Księgi Izajasza, zapowiadającego mękę Sługi Pańskiego, urywka, tłumaczącego historię zbawienia i obszernego opisu męki Chrystusa. Później odmawiana jest uroczysta modlitwa powszechna za wszystkie stany Kościoła i cały świat.

Po liturgii słowa następuje adoracja krzyża - każdy z wiernych przyklęka i go całuje. Towarzyszy temu śpiew tradycyjnych pieśni. Po komunii Najświętszy Sakrament przenosi się do symbolicznego grobu. Tam wystawia się monstrancję z Hostią, okrytą białym, przezroczystym welonem. Przeniesienie Eucharystii przypomina zdjęcie z krzyża i pogrzeb Chrystusa.

Jeszcze kilkadziesiąt lat temu Wielki Piątek przeżywano w Polsce jako dzień wielkiej żałoby. Zatriumfowała śmieć, człowiek został zdany na pastwę szatana. Ludzie przychodzili więc najczęściej, jak mogli, do kościoła, by choć przez chwilę móc czuwać przy grobie Jezusa.

Zwyczaj budowania grobu wywodzi się z Jerozolimy, gdzie wierni gromadzili się w kolejnych miejscach, związanych z męką Chrystusa - aż po miejsce pośmiertnego spoczynku. A zarazem to prawdziwie polska tradycja. Obecnie zazwyczaj - oprócz monstrancji z Hostią - znajduje się tam figura Chrystusa, krzyż i dekoracja, najczęściej mająca przypominać skaliste okolice Jerozolimy.