Licznik odwiedzin

środa, 19 lutego 2014

Jak zamieniać słowo prawdy w czyn ? (J 1, 22-27)

Wprowadzajcie zaś słowo w czyn, a nie bądźcie tylko słuchaczami oszukującymi samych siebie. Jeżeli bowiem ktoś przysłuchuje się tylko słowu, a nie wypełnia go, podobny jest do człowieka oglądającego w lustrze swe naturalne odbicie. Bo przyjrzał się sobie, odszedł i zaraz zapomniał, jakim był. Kto zaś pilnie rozważa doskonałe Prawo, Prawo wolności, i wytrwa w nim, ten nie jest słuchaczem skłonnym do zapominania, ale wykonawcą dzieła; wypełniając je, otrzyma błogosławieństwo.
Jeżeli ktoś uważa się za człowieka religijnego, a nie panuje nad swoim językiem, oszukuje samego siebie, a jego religijność jest jałowa. Religijność czysta i bez skazy wobec Boga i Ojca wyraża się w opiece nad sierotami i wdowami w ich utrapieniach i w zachowaniu siebie samego nieskalanym od wpływów świata.
KOMENTARZ
Samo słuchanie słowa Bożego jest niewystarczające. Potrzebne są jeszcze czyny wypływające z przyjętego Bożego słowa. W przeciwnym razie chrześcijanin oszukuje sam siebie: mimo że poznał swe braki i niedoskonałości, przeglądając się w lustrze Ewangelii, nie wyciąga z tego praktycznych wniosków i nie poprawia się. Być uczniem Jezusa oznacza żyć nauką Mistrza. Prawdziwa religijność dotyczy całego człowieka i wyraża się w jego myślach, pragnieniach, słowach i czynach miłości.

wtorek, 11 lutego 2014

Jak Bóg mnie znalazł...


Miałem 28 lat i moja wiara ograniczała się do co niedzielnych wizyt w kościele i klepania pacierzy tak, by już to mieć za sobą. Pewnego dnia wydarzyło się jednak coś, co zmusiło mnie do innego spojrzenia na wiarę, coś co spowodowało, że musiałem poukładać swoje życie na nowo.

     To był grudniowy bardzo zimny poranek, od kilku dni pracowałem w nowej firmie. Od początku grudnia jeździłem po Polsce wdrażając się do nowej pracy i miałem tego naprawdę dość. 22 grudnia miałem zostać z 8 miesięcznym synkiem w domu i odpocząć do samego Bożego Narodzenia. Stało się jednak inaczej. Żona moja miała na imię Ewa i chciała w ostatnim dniu przed świętami popisać się swoim domowym wypiekiem w pracy. Była też dodatkowa okazja 24-tego obchodziła imieniny. Więc do Jasia przyszła rano niania, a my pojechaliśmy do pracy. Dziś pamiętam tylko ten okropny ziąb który przeszywał ubranie, jak gdyby cofał nas do domu. Niestety nie potrafiłem odczytać wszystkich znaków i wyjechaliśmy. Kilka kilometrów za miejscowością, w której mieszkaliśmy uderzyłem w drzewo. Moja żona zginęła na miejscu. Wciąż pamiętam jej ostatnie tchnienie, kiedy na chwilę odzyskałem przytomność. Pamiętam przerażenie i próbę krzyku by ją ratowano, ale im bardziej otwierałem usta tym miałem mniej siły i w końcu straciłem przytomność. Kiedy się ocknąłem w karetce nikt nie chciał ze mną rozmawiać na temat mojej żony, każdy mówił, że będzie dobrze. Dopiero po kilku godzinach, kiedy byłem już na środkach uspakajających powiedziano mi co się stało.

     Nagle moje życie legło w gruzach, chciałem nie żyć, błagałem Boga, by odebrał mi życie, bo sam byłem zbyt wielkim tchórzem by to zrobić. Moje serce krwawiło ciało sprawiało ból i czułem, że straciłem duszę. Wszyscy dookoła mówili o przeznaczeniu, o tym, że tak musiało się stać. A ja wiedziałem jedno: to nie przeznaczenie, to ja to zrobiłem, to ja jestem winny, to mnie powinien spotkać ten los, nie Tą którą tak bardzo kochałem.

     Znalazły się tylko dwie osoby, które potrafiły mi powiedzieć w twarz, że to ja jestem winien, jestem im za to wdzięczny i będę do końca życia. Jednym był mój serdeczny przyjaciel, a drugą ksiądz. To oni uświadomili mi prawdę, o której zawsze wiedziałem, ale której nie potrafiłem zaakceptować i przyjąć. Oni posiadali coś, czego ja nie rozumiałem do tej pory, posiadali wiarę. Tak, miałem wyrzuty do Boga, tak, chciałem się od niego odwrócić, tylko że przyjaciele uświadomili mi, że przecież ja go jeszcze nawet nie poznałem. Wtedy po raz pierwszy poczułem, że naprawdę z nim rozmawiam. Zwróciłem się do niego jak do żywej osoby, nie jak do figurki, którą uważałem do tej pory za Boga. Codziennie mówiłem Mu jak się czuję, codziennie prosiłem Go, by mi pomógł. Dopiero po pewnym czasie zacząłem zauważać, że On naprawdę jest przy mnie, słucha mnie, choć nie rozwiązuje moich problemów moimi sposobami, nie daje mi tego, czego oczekuje, ale daje mi więcej, bo daje mi to, czego naprawdę mi trzeba. Ufam Mu bezgranicznie, uważam, że jestem ślepcem na drodze pełnej kamieni, ale trzymam za rękę swojego Ojca, a dopóki tak jest, On nie pozwoli na to, bym się potykał. Nawet, jeśli ześle cierpienie, wiem że to cierpienie nie jest daremne, wiem, że po jakimś czasie będę wdzięczny Mu za to, że to tą drogą mnie poprowadził.

     Od ponad 2000 lat mamy tą prawdę przed oczyma i nadal nie potrafimy z niej korzystać. Twierdzę, że jestem ślepcem na swojej drodze, lecz współczuję ludziom, którzy nie potrafią odkryć tej prawdy, dlatego, że są bardziej ślepi ode mnie.

     Mam nadzieje, że choć jedna osoba zastanowi się nad tym, co tutaj opisałem. Jeśli tak będzie to wiem, że moje cierpienie nie poszło na marne i wypełniłem swoją misję, którą On przygotował dla mnie. 
Anonim

piątek, 7 lutego 2014

Po co bierzmowanie ? (7)

Zaproszenie do domu...
Przygotowując się do bierzmowania , pytasz może samego siebie: jeśli biskup namaści moje czoło olejem, to rzeczywiście coś się we mnie stanie, coś się zmieni ?

Bierzmowanie to nie jest magia, biskup niczego w tobie nie zaczaruje. Ale Duch Święty, jeśli napotka w tobie twoje pragnienie Boga i żywą wiarę, może dokonać wielkich rzeczy. Będziesz doświadczał, że jest Ktoś, kto prowadzi twoją myśl, wspomaga działanie, kto cię prowadzi przez życie. Dlatego potrzeba twojego wysiłku i twojej modlitwy, gdy będziesz przyjmował sakrament bierzmowania.

Jak już o tym wspomniałem, w sakramencie bierzmowania otrzymujemy źródło, lecz dla wielu jest to źródło od początku zamknięte. Dzieje się tak wtedy, gdy sakrament nie napotyka w sercu człowieka żadnej wiary, modlitwy i pragnienia Boga.

Chciałbym jeszcze wspomnieć o najsłynniejszej chyba ikonie na świecie, a widnieje na niej Trójca Święta, namalowana przez Andrzeja Rublowa. Twórca przedstawiał na ikonie Osoby Boskie pod postaciami trzech aniołów siedzących przy stole. Stół, przy którym siedzą aniołowie, ma cztery krawędzie. Jedna z nich pozostaje wolna. Czyżby więc autor nie dokończył swojego dzieła ? Nie – to miejsce czeka na ciebie. Bóg zaprasza cię do swojego domu, gdzie panuje miłość, pokój i dobro. Po to właśnie posyła Ducha Świętego, by On wprowadził cię w tajemnicę Boskiego życia. Zaprowadził do tego stołu. Stwórca poprzez Ducha Świętego zaprasza cię do rozmowy miłości, która od wieków trwa w Nim samym.