Bezbramkowy
stan meczu utrzymywał się aż przez 82 minuty, do kiedy Thomas Müller dość
przypadkowo trafił główką do bramki Cecha. Bawarczycy oszaleli z radości,
do końca meczu zostało tylko kilka minut! Niemcy zaczęli grać na zwłokę,
a ich trener wprowadzać zmiany.
Zostały
już dwie minuty do końca, kiedy po faulu na Anglikach, sędzia podyktował rzut
wolny. Nie ważne, kto podszedł do piłki, historia zapamiętała kogoś innego. –
Ułamek sekundy później Didier Drogba pięknym strzałem głową doprowadził do
wyrównania. Biegnąc w radości upadł na kolana i wykonał znak krzyża.
Nie tak, jak to czyni wielu piłkarzy wbiegając na boisko: niechlujnie i bez
zastanowienia, odmachnąwszy jakiś magiczny znak na szczęście. Drogba przeżegnał
się tak uroczyście, jakby co najmniej przyjmował błogosławieństwo. Po chwili
wskazał rękami w niebo i spojrzał wymownie w gwiazdy.
Kilka
minut później rozpoczęła się dogrywka. Mały włos, a Drogba zostałby
antybohaterem meczu. Lekko trącił Ribery’ego w polu karnym, a ten wyłożył się
jak długi, wijąc z grymasem na twarzy. Ale co za szczęście, Petr Cech obronił
karnego w wykonaniu samego Robbena!
Po pół
godzinie utrzymującego się remisu w dogrywce, przyszedł czas na rzuty
karne. Niemiecki bramkarz grał jak natchniony – obronił pierwszy strzał,
a do kolejnych piłek brakowało mu centymetrów. Petr Cech wyrównał broniąc
czwarte uderzenie. Kiedy po chwili niemiecki piłkarz trafił w słupek,
stało się jasne, że rozstrzygnięcie może dać ostatni zawodnik. I nie kto
inny, jak Didier Drogba.
Kamery
tylko przez chwilę i z daleka pokazały, że kiedy zawodnicy wykonywali
rzuty karne, Didier klęczy na obu kolanach, nie zwracając uwagi na nic.
O czym mógł myśleć ten trzydziestoczteroletni mężczyzna u zmierzchu
piłkarskiej kariery? Czy o długiej drodze, jaką przebył jako chłopak z Wybrzeża
Kości Słoniowej na europejskie stadiony? Czy może zżerał go strach, by nie dać
plamy – wszak trzy miesiące wcześniej w finale Pucharu Narodów Afryki nie
strzelił karnego i jego drużyna zdobyła „tylko” srebrny medal… A może
odganiał złe wspomnienie o czerwonej kartce z finału Ligi Mistrzów
w 2008 roku, kiedy pod koniec meczu, sprowokowany, spoliczkował zawodnika
Manchesteru United? Raczej nie, bo twarz zawodnika zdradzała wielkie skupienie.
Nic dziwnego – Drogba się modlił. I z tym skupieniem na twarzy
podszedł do piłki, by zadecydować o wszystkim. Wybuch radości i znów
znak krzyża – na tryumfalne zakończenie meczu. To przecież jego zwyczaj.
Krótko
potem powiedział z radością do kamery: „To było przeznaczenie, bardzo
w nie wierzę. Modlę się dużo. Tak musiało się po prostu stać. Bóg jest
cudowny. Ten zespół jest niesamowity!”.
Kim
jest ten sportowiec, któremu poświęcamy tyle miejsca w różańcowym
czasopiśmie? Wszak piłkarze uchodzą za grupę dość rozrywkową i za raczej
słaby wzór moralny dla młodzieży. Drogba wyłamuje się z tego schematu. Sam
mówi, że wiele się modli, nieobcy jest mu różaniec, który czasem nosi na szyi.
Mimo że tatuowanie się nie jest najmądrzejszym pomysłem, nie można nie
odnotować, że na przedramieniu piłkarza znajduje się różaniec z imionami
jego czterech dzieci. Choć żona jest muzułmanką, Drogba prowadzi życie dobrego
chrześcijanina i sportowca.
Poświęca
się działalności charytatywnej – jedną z jego licznych działalności jest
Fundacja, którą założył i której przeznaczył miliony funtów. Działa ona na
niespokojnym Wybrzeżu Kości Słoniowej, wspierając działania Czerwonego Krzyża,
domy dziecka i szpitale, w przyszłości planuje budować szkoły. Drogba
został jednym z jedenastu członków Komisji Dialogu, Prawdy
i Pojednania, która badała zbrodnie popełnione w tym kraju po krwawym
konflikcie w 2011 r. Aktywność Drogby jest szeroko znana – amerykański
magazyn Time zaliczył go w 2010 roku do stu najbardziej wpływowych ludzi
na świecie. Z pewnością ten wierzący katolik wyróżnia się też z tłumu
piłkarzy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.