O swojej przeszłości jest mi
nieprzyjemnie opowiadać - mijała ona w mgle narkomanii. Dzisiaj czasami mówią
mi: „Ty wiele lat żyjesz normalnym życiem, masz rodzinę, dzieci i całkiem inne
życie. Po co tak cały czas wspominać przeszłość i opowiadać te straszne rzeczy
o sobie”?
Urodziłam się w zwyczajnej rodzinie, gdzie panowały miłość i zgoda. Od
pierwszej klasy zajmowałam się muzyką i sportem., osiągnęłam pewne sukcesy.
Urodziłam się w zwyczajnej rodzinie, gdzie panowały miłość i zgoda. Od
pierwszej klasy zajmowałam się muzyką i sportem., osiągnęłam pewne sukcesy.
Wydawało się przyszłość moja jest zabezpieczona i będę człowiekiem sukcesu. Ale
jakoś koledzy z klasy zaproponowali mi wypalić papierosa i spróbować szampana.
Nic strasznego się ze mną nie stało. Ja dalej zostałam radującą się z życia
dziewczynką. Ani rodzina, ani nauczyciele żadnych odchyleń u mnie nie
zauważyli. Jednak te zmiany się odbyły. Zaczęłam prowadzić podwójne życie. W
dzień byłam taka jak wcześniej, a wieczorem zajmowałam się czymś drugim.
„Pociąg” do złego rósł. I niebawem za mało mi było papierosów i alkoholu.
Spróbowałam wypalić „wesołego” papierosa. Nie wiedziałam wtedy jeszcze, że to narkotyk,
a oficjalna myśl była taka, że w Związku Radzieckim nie ma narkomanii i nikt
nam nie mówił o tym problemie. Dlatego ja przedłużałam palenie marihuany, nie
przypatrując się następstwom.
Za jakiś czas zaproponowano mi „ukłuć się”. I poszło- pojechało. Życie
przemieniło się w całkowity strach. Z początku zdawało się, że ja w pełni
kontroluję sytuację i wszystko jest dobrze w moim życiu- rozwaga, narkotyki,
nowe znajomości. Ale jakoś obudziwszy się rankiem, odczułam niedomagania.
Myślałam, że to grypa. Zatelefonowałam do tzw. „przyjaciół” i usłyszałam, że ja
na pewno stałam się narkomanką i zaczął się „głód”. Nie wiedziałam co to jest i
powiedziałam: „Ja zaraz przyjdę i dacie mi dawkę, bo muszę dzisiaj iść do
szkoły”. „Wiesz narkotyki dużo kosztują- usłyszałam w odpowiedzi, chociaż dotąd
dawali mi bezpłatnie.- Dlatego znajdź pieniądze i my ci pomożemy”.
Ja miałam tylko 14 lat i pieniędzy zwyczajnie nie miałam. Ale miałam
znajome dziewczyny w naszej grupie, które jak wiedziałam zajmowały się
prostytucją i zawsze miały pieniądze. Jedna z dziewczyn pomogła mi, ale
powiedziała, że wieczorem przyjdzie mi się z nią odpracować...
Ja marzyłam o miłości, o własnej rodzinie, natomiast przyszło mi się
„targować” sobą. Czym więcej tym się zajmowałam, tym więcej zażywałam
narkotyków, aby przygłuszyć sumienie, nie męczyć się tym co się ze mną
dzieje...
Przez kilka lat straciłam powab i zdrowie, na ciele pojawiły się ropiejące
rany, sińce, już nie mogłam zajmować się prostytucją. I aby zdobyć pieniądze na
kolejne porcje narkotyków, zaczęłam kraść. Robiłam także próby pozbycia się
uzależnienia od narkotyków. Ale daremnie: lekarze już mi nie mogli dopomóc. Jak
tylko wychodziłam ze szpitala, od pierwszego dnia zaczynałam się kłuć.
Wszystko było beznadziejne: nienawiść, ból, zawładnęła mną obraza na siebie
i na ludzi. Ale jakoś przeniknęła mnie „pobożna” myśl: „Jeżeli ja urodzę
dziecko to oddam mu cała swoją miłość i to pomoże uwolnić się od narkotyków”.
W wieku 23 lat, z 9 letnim stażem narkomanki urodziłam chłopczyka. Za 2 tygodnie
wypisano mnie ze szpitala i ja naprawdę poczułam się szczęśliwą matką. Ale za
jakiś czas zrozumiałam, że przeszłość mnie nie odpuści. Uświadomiwszy sobie, że
nic nie mogę dać swojemu chłopczykowi i dopomóc sobie, zostawiłam dziecko u
mamy i znowu powróciłam na stary szlak: zaczęłam zażywać narkotyki...
Kolejny raz trafiłam do szpitala ze straszną diagnozą: nowotwór, rak krwi.
Zrozumiałam, że umieram. Ważyłam wtedy blisko 40 kg, zaczęły się u mnie
krwotoki. I wtedy poprosiłam lekarzy, aby uwolnili mnie od tego fizycznego
„głodu”. Oni odpowiedzieli: „Tobie zostało kilka miesięcy. Niczym ci nie możemy
dopomóc. Kłuj się i czekaj...”. Taki był ludzki osąd.
Ale u Boga były całkiem inne plany dla mojego życia.
Jakoś mama przyprowadziła do mnie ludzi, którzy mówili, że jest Bóg, który
mnie kocha i nawet za mnie umarł i że On jest jedynym, który może mi dopomóc.
Wszystko jedno ja im nie wierzyłam, nie mogłam zrozumieć po co Bogu potrzebna
narkomanka, złodziejka, prostytutka... Jednak ci wierzący cały czas twierdzili,
że Bóg i taką mnie lubi. I chwała Bogu za ich cierpliwość, za miłość, za ich
pracę, dlatego, że w „końcu końców” coś się poruszyło w moim sercu...
Kiedy ja przestąpiłam próg kościoła, łzy chlipnęły z moich oczu, ja płakałam
i błagałam: „Boże, jeżeli Ty jesteś, pokochaj mnie i zbaw”. I ten krzyk Bóg
usłyszał. Od tej chwili w moim życiu odbyły się wielkie zmiany. Do kościoła
przywieźli mnie taksówką, dlatego, że ja nie mogłam sama chodzić, a do domu
poszłam już własnymi nogami. Bóg uwolnił mnie od narkotyków, fizycznych
„głodów”. Więcej tego - On uzdrowił mnie od raka. Przez miesiąc poprawiłam się
o 27 kg. I kiedy lekarze powtórnie zrobili analizę mojej krwi, to nie mogli
uwierzyć. Na pewno - mówili, postawiliśmy pani pomyłkowa diagnozę. Nie -
odpowiedziałam, Jezus mnie uzdrowił.
Następnym cudem było to, że wyszłam za mąż. Jaki to cud?- powie ktoś.
Jednak wspomnijcie jaką ja byłam wcześniej. Przez 9 miesięcy Pan nie tylko
odnowił moją duszę, uzdrowił moje duchowe rany, ale i odnowił ciało,
przyprowadził mnie do porządku, po czym dał cudownego męża- też w minionym
życiu narkomana. Ale Bóg zwolnił go od tej grzesznej zależności.
Uświadomiwszy sobie taką wszechosiągalną miłość Bożą przejawioną do nas,
postanowiliśmy poświęcić nasze życie Panu, ratując takich jakimi byliśmy my
sami, dlatego, że lepiej niż inni możemy zrozumieć takich ludzi. I poszliśmy do
narkomanów, aby opowiedzieć o Chrystusie. Kiedy przyszłam do Boga mojemu synowi
było 5 lat. On także był chory, cały czas, z powodu duszności. On dusił się,
płakał i po prostu umierał na naszych rękach. Nadeszła noc, nie było żadnego
transportu, aby odwieźć go do szpitala, ani telefonu (rehabilitacyjne centrum
tylko co zaczęło działalność). Jednym słowem na pomoc nie było żadnej nadziei.
W centrum było blisko 20 osób, byłych narkomanów, a teraz wierzących ludzi.
Zostało nam tylko jedno - nadzieja w Bogu. Widzieliśmy jak dziecko się męczy,
wszyscy razem schyliliśmy kolana i zaczęliśmy modlić się żarliwie. I chwała
Wszechmogącemu! Mój syn ma teraz 15 lat i od tamtego czasu nie było więcej
żadnego napadu duszności - Bóg odpowiedział na naszą modlitwę.
To był nie jedyny cud. Ja widziałam jak się zmieniają ludzie, kiedy Boża
miłość przenika do ich serc. Ona uzdrawia i duszę i ciało. Kiedyś gdy byłam
jeszcze narkomanką marzyłam o pracy w położnictwie. Uważałam, że taka praca
sprzyja samemu życiu i je zabezpiecza. Nawet zaczęłam uczyć się medycyny, aby
pracować w tej dziedzinie. Ale teraz, gdy nawróciłam się do Boga i widzę jak ludzie
przychodzą do Niego, rodzą się z góry i znajdują nowe, szczęśliwe życie, ja
dziękuję Bogu, że moje marzenie spełniło się, co prawda w bardziej ważnej-
duchowej sferze. Bez tego nowego życia człowiek nie może zobaczyć Królestwa
Bożego i nie może być szczęśliwym.
Źródło szczęścia- Pan i ja jestem Mu wdzięczna za to, że On i dzisiaj
posyła swoich ludzi, aby ratować nieszczęśliwych i odrzuconych w liczbie,
których byłam i ja. Ale „żniwo wielkie, lecz robotników mało”. Śpieszmy się
ratować ludzi póki jest jeszcze czas.
Wyszukiwarka : " amputowana ręka Wszechmogący Jezus moją siłą i radością w szpitalu i po wypadku "
OdpowiedzUsuń