Licznik odwiedzin

czwartek, 5 października 2017

Dwukrotna mistrzyni olimpijska: „Na zawody chodzę z różańcem. A mój talent jest darem od Boga.”

Jej ojciec odszedł, kiedy była jeszcze niemowlakiem. Matka, alkoholiczka i ćpunka zniszczona przez nałóg, przestała się nią opiekować i ją oddała. Dziś Simone Biles mówi, że uratowały ją dwie rzeczy – dziadkowie i wiara.
W wieku 19 lat, Simone Biles zdobyła złoty medal olimpijski w wieloboju gimnastycznym w Rio de Janeiro dla Stanów Zjednoczonych. Kilka dni wcześniej wygrała złoto z drużyną. Zaś w ostatnich trzech latach w różnych konkurencjach gimnastycznych wywalczyła tytuł mistrzyni świata aż 10 (słownie: dziesięć!) razy. Po tych dwóch złotych krążkach w Rio jest najbardziej utytułowaną zawodniczką w historii tego sportu. Mówią, że to najlepsza gimnastyczka, która się kiedykolwiek narodziła. Że oszukuje grawitację. Że jest w stanie wykonać ćwiczenia, których nikt inny nie potrafi zrobić. A ona odpowiada: „Talent jest darem od Boga dla ciebie. To co zrobisz ze swoim talentem, jest twoim darem dla Boga.”
Porzuconą przez ojca i matkę małą Simone zajęli się jej dziadkowie, Ron i Nellie Biles. Gdy dziewczynka miała sześć lat, adoptowali ją razem z jej siostrą. Tym sposobem Simone dorastała w stabilnej, teksańskiej rodzinie i została wychowana w wierze chrześcijańskiej, gdyż jej dziadkowie są gorliwymi katolikami. Razem z nimi co niedzielę chodziła i dalej chodzi na Mszę św. do kościoła. I to do nich mówi „mamo” i „tato”.
„Nellie, czyli tak naprawdę moja babcia, po adopcji powiedziała mi, że mogę się do niej zwracać tak jak uważam, że to moja decyzja, opowiada Simone Biles. „Miałam wtedy sześć lat. Poszłam na górę i ćwiczyłam przed lustrem – mamo, tato, mamo, tato. Wróciłem na dół, a Nellie akurat stała w kuchni. Więc zagadałam do niej – mamo? A ona odpowiedziała: tak!” 
W tym samym czasie zaczęła się także kariera sportowa Simone. „Simone była bardzo aktywnym dzieckiem, uwielbiała skakać czy wspinać się po naszych meblach,” wspomina jej matka adopcyjna, Nellie. W pewnej hali gimnastycznej Simone zobaczyła młodych zawodników wykonujących ćwiczenia. Zaczęła ich naśladować i tym samym zwaliła z nóg obecnych nauczycieli i trenerów. Dali jej natychmiast mnóstwo ulotek i materiałów informacyjnych o gimnastyce, namawiali ją także, żeby zaczęła się u nich uczyć tego sportu.
I tak się rozpoczęła kariera, której efektem – jak na razie, Simone ma dopiero 20 lat – jest 19 medali (w tym dziesięć złotych) na mistrzostwach świata oraz wspomniane już dwa złote olimpijskie z Rio de Janeiro. Po roku treningów w małej hali w Teksasie niebywały talent dziewczynki dostrzegła Aimee Boorman, była zawodniczka, a obecnie trenerka gimnastyki sportowej. Simone mówi o niej, że jest „jak druga matka”. Po kolejnych latach ciężkiej pracy Simone Biles dostała się do reprezentacji USA.
Mimo swoich wielkich osiągnięć Simone pozostaje jednak skromna. „Nie byłoby mojego sukcesu, gdyby nie Bóg oraz wspaniała drużyna wokół mnie,” podkreśla. W skład tej drużyny wchodzą przede wszystkim jej dziadkowie-rodzice, którzy już na początku przygody Simone z gimnastyką wybudowali jej małą halę niedaleko domu, aby mogła trenować i się doskonalić. Poświęcenie rodziców adopcyjnych było kluczowym elementem jej rozwoju. „Potrzeby moich rodziców są dla mnie ważniejsze od moich własnych. To oni i cała moja drużyna są moją motywacją,” dodaje 20-letnia Simone Biles.
Biles nie ukrywa ponadto, jak dużą rolę w jej życiu odgrywa wiara. „Moja mama, Nellie, w kościele dała mi różaniec. Przed samymi zawodami nie modlę się na nim, tylko modlę się wówczas indywidualnie i swoimi słowami. Ale i tak zawsze mam go ze sobą, bo nigdy nie wiadomo,” tłumaczy Simone Biles.
W Stanach Zjednoczonych Simone Biles jest wielką gwiazdą, na zawody z jej udziałem przychodzą tłumy, a o jej wizerunek zabiegają największe firmy amerykańskie. Stacje telewizyjne biją się o wywiady z nią.
Ma tylko 1,42 m wzrostu, ale swoją postawą ducha przewyższa wielu. Zaś pytana o swoje dalsze oczekiwania po tak wielkich sukcesach odpowiada po prostu: „Nie mam. Wychodząc na zawody moim jedynym oczekiwaniem jest pokazać to, co wypracowałam na treningach. Nie oczekuję, że pokażę cokolwiek więcej, ale też nie akceptuję, że pokażę cokolwiek mniej. Jeżeli wygram to się cieszę, ale jak wygra ktoś inny to też się cieszę, ponieważ wiem, ile ciężkiej pracy musiał w to włożyć.”

Postawa godna mistrzyni. Nie tylko na macie gimnastycznej, ale także poza nią…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.