Licznik odwiedzin

wtorek, 11 lutego 2014

Jak Bóg mnie znalazł...


Miałem 28 lat i moja wiara ograniczała się do co niedzielnych wizyt w kościele i klepania pacierzy tak, by już to mieć za sobą. Pewnego dnia wydarzyło się jednak coś, co zmusiło mnie do innego spojrzenia na wiarę, coś co spowodowało, że musiałem poukładać swoje życie na nowo.

     To był grudniowy bardzo zimny poranek, od kilku dni pracowałem w nowej firmie. Od początku grudnia jeździłem po Polsce wdrażając się do nowej pracy i miałem tego naprawdę dość. 22 grudnia miałem zostać z 8 miesięcznym synkiem w domu i odpocząć do samego Bożego Narodzenia. Stało się jednak inaczej. Żona moja miała na imię Ewa i chciała w ostatnim dniu przed świętami popisać się swoim domowym wypiekiem w pracy. Była też dodatkowa okazja 24-tego obchodziła imieniny. Więc do Jasia przyszła rano niania, a my pojechaliśmy do pracy. Dziś pamiętam tylko ten okropny ziąb który przeszywał ubranie, jak gdyby cofał nas do domu. Niestety nie potrafiłem odczytać wszystkich znaków i wyjechaliśmy. Kilka kilometrów za miejscowością, w której mieszkaliśmy uderzyłem w drzewo. Moja żona zginęła na miejscu. Wciąż pamiętam jej ostatnie tchnienie, kiedy na chwilę odzyskałem przytomność. Pamiętam przerażenie i próbę krzyku by ją ratowano, ale im bardziej otwierałem usta tym miałem mniej siły i w końcu straciłem przytomność. Kiedy się ocknąłem w karetce nikt nie chciał ze mną rozmawiać na temat mojej żony, każdy mówił, że będzie dobrze. Dopiero po kilku godzinach, kiedy byłem już na środkach uspakajających powiedziano mi co się stało.

     Nagle moje życie legło w gruzach, chciałem nie żyć, błagałem Boga, by odebrał mi życie, bo sam byłem zbyt wielkim tchórzem by to zrobić. Moje serce krwawiło ciało sprawiało ból i czułem, że straciłem duszę. Wszyscy dookoła mówili o przeznaczeniu, o tym, że tak musiało się stać. A ja wiedziałem jedno: to nie przeznaczenie, to ja to zrobiłem, to ja jestem winny, to mnie powinien spotkać ten los, nie Tą którą tak bardzo kochałem.

     Znalazły się tylko dwie osoby, które potrafiły mi powiedzieć w twarz, że to ja jestem winien, jestem im za to wdzięczny i będę do końca życia. Jednym był mój serdeczny przyjaciel, a drugą ksiądz. To oni uświadomili mi prawdę, o której zawsze wiedziałem, ale której nie potrafiłem zaakceptować i przyjąć. Oni posiadali coś, czego ja nie rozumiałem do tej pory, posiadali wiarę. Tak, miałem wyrzuty do Boga, tak, chciałem się od niego odwrócić, tylko że przyjaciele uświadomili mi, że przecież ja go jeszcze nawet nie poznałem. Wtedy po raz pierwszy poczułem, że naprawdę z nim rozmawiam. Zwróciłem się do niego jak do żywej osoby, nie jak do figurki, którą uważałem do tej pory za Boga. Codziennie mówiłem Mu jak się czuję, codziennie prosiłem Go, by mi pomógł. Dopiero po pewnym czasie zacząłem zauważać, że On naprawdę jest przy mnie, słucha mnie, choć nie rozwiązuje moich problemów moimi sposobami, nie daje mi tego, czego oczekuje, ale daje mi więcej, bo daje mi to, czego naprawdę mi trzeba. Ufam Mu bezgranicznie, uważam, że jestem ślepcem na drodze pełnej kamieni, ale trzymam za rękę swojego Ojca, a dopóki tak jest, On nie pozwoli na to, bym się potykał. Nawet, jeśli ześle cierpienie, wiem że to cierpienie nie jest daremne, wiem, że po jakimś czasie będę wdzięczny Mu za to, że to tą drogą mnie poprowadził.

     Od ponad 2000 lat mamy tą prawdę przed oczyma i nadal nie potrafimy z niej korzystać. Twierdzę, że jestem ślepcem na swojej drodze, lecz współczuję ludziom, którzy nie potrafią odkryć tej prawdy, dlatego, że są bardziej ślepi ode mnie.

     Mam nadzieje, że choć jedna osoba zastanowi się nad tym, co tutaj opisałem. Jeśli tak będzie to wiem, że moje cierpienie nie poszło na marne i wypełniłem swoją misję, którą On przygotował dla mnie. 
Anonim

1 komentarz:

  1. Polecam książkę Henryka Krzoska, która jest poruszającym świadectwem nawróconego alkoholika. Mężczyzna upadł na samo dno – dwa razy był w więzieniu, pił na umór, nie miał domu, kradł. bezdomnym. W końcu chciał popełnić samobójstwo. Dzięki znalezionej broszurce o wierze, „otrzeźwiał”. Przestał pić, znalazł dach nad głową, pracę, spłacił długi. Aż w końcu, wciąż poznając Bożą miłość, zaczął pomagać innym alkoholikom dając świadectwo swojej wiary.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.